Zgromadził muzealnej klasy zbiór fotografii artystycznej, polskiej i światowej. Promuje dzieła młodych twórców, wierzy w ich stale rosnącą wartość. Wojciech Jędrzejewski - przedsiębiorca, prywatnie kolekcjoner oddany swojej wielkiej pasji.
Jako jeden z pierwszych w kraju, szesnaście lat temu, postanowił Pan stworzyć kolekcję fotografii. Jak ona dziś wygląda?
Wojciech Jędrzejewski: Na mój zbiór składają się fotografie artystyczne, negatywy, pamiątki, dagerotypy, wybrane modele aparatów fotograficznych... Zgromadziłem prace osiemdziesięciu siedmiu sławnych światowych i polskich autorów. Na bieżąco zdobywam także intrygujące zdjęcia artystów mniej znanych, choć niestety nie zawsze mam czas, żeby od razu zająć się nimi, poznać ich losy i pozostały dorobek autorów. Szukanie ciekawych zdjęć to przede wszystkim kwestia czasu i pracy.
Co sprawia, że poszukuje Pan jako kolekcjoner fotografii wciąż nowych zdjęć? Jakie cechy tej sztuki najbardziej Pana pociągają?
Kupuję fotografie, aby uzupełniać i poszerzać swoją kolekcję, rozbudowując jej tematykę czy zakres. Często również nabywam je po to, by ozdobić swój dom i stworzyć w nim określony nastrój. Liczy się kolor, ekspresja, format i, co zawsze istotne, walory kolekcjonerskie. Wieszanie zdjęć w domu to wielka radość! W jakim celu miałbym dokonywać zakupu, a następnie chować swoją zdobycz do szuflady? Lubię to uczucie, kiedy na co dzień chodzę po domu utartą ścieżką i spotykam na swojej drodze co najmniej czterdzieści fotografii. Na wszystkich ścianach wisi ich mniej więcej dwa razy tyle.
Fotografie są również w Pana biurze. Na ścianie wisi zdjęcie niepełnosprawnego dziecka wykonane przez Chrisa Niedenthala, na podłodze stoi legendarna fotografia Christy Turlington, którą w 1988 roku w Los Angeles uwiecznił Peter Lindbergh.
Kolekcjoner fotografii Wojciech Jędrzejewski. |
Ten chłopiec o ujmującym, ciepłym spojrzeniu dodaje mi energii w trakcie codziennej pracy. Zdjęcie zostało zrobione w Hamburgu podczas przedstawienia "Sen nocy letniej", w którym występowały niepełnosprawne dzieci. Posiadam całą serię fotografii z tego cyklu. Zdjęcie Lindbergha chciałem zabrać do domu, ale pracownicy nie pozwolili. Stoi nieco z boku, bo mogłoby okazać się zbyt odważne dla niektórych gości naszej firmy.
Czy kolekcja fotografii ma swoje stałe miejsca w domu?
Zmieniam co jakiś czas ekspozycję. Teraz w centralnym punkcie domu znajduje się praca Doroty Kozieradzkiej z cyklu "Po godzinach", pochodząca z warszawskiej Galerii Program. Wygląda bardzo efektownie, szczególnie że jest ciekawie oprawiona - bez ramy, pokryta centymetrową syntetyczną szybą o doskonałej przejrzystości, a od spodu ma aluminiową płytę. To ekskluzywny przedmiot współgrający z elegancką, nowoczesną przestrzenią. Odnoszę wrażenie, że w ciągu ostatnich lat interesuje Pana przede wszystkim młoda polska fotografia. Staram się docierać do młodych artystów. Bardzo pomaga mi w tym Internet, ponieważ debiutujący twórcy mają zazwyczaj swoje strony.
Nadal interesuję się jednak fotografiami z lat 50., 60. i 70. XX wieku, które uwieczniają codzienne życie czy obyczajowość tamtych czasów. Znana z aukcji jest głównie awangarda, na przykład prace Zbigniewa Dłubaka czy Zdzisława Beksińskiego. Mniejszym zainteresowaniem na polskim rynku cieszą się reportaże. Wydaje mi się, że zdjęcia te mają większą szansę zaistnieć na Zachodzie, gdzie ludzie chcą wiedzieć i widzieć, jak wyglądał socjalizm. Dla mnie reportaże posiadają nieocenioną wartość sentymentalną, ponieważ niektóre uwiecznione na nich fakty dobrze pamiętam z własnego życia.
Jakie korzyści przynosi Panu pasja kolekcjonowania fotografii?
Istotne jest samopoczucie. Moja podświadomość rejestruje kolory, temat, nastrój... Zdjęcia po prostu na mnie działają. Patrzenie na nie sprawia mi prawdziwą przyjemność. Zresztą kolekcjonowanie fotografii samo w sobie jest przyjemne, bo pociąga za sobą tropienie, poszukiwanie, odkrywanie, poznawanie autorów... W dodatku mam silne poczucie, że wartość materialna prac stale rośnie.
Fotografia artystyczna będzie drożeć, choć obecnie jest jeszcze względnie tania. Pojawia się coraz więcej dobrych, precyzyjnie opisanych i oprawionych prac młodych artystów. Przypadkiem można też znaleźć świetne dzieła niesłusznie zapomnianych lub w ogóle nieznanych dziś klasyków. Całkiem niedawno zdobyłem na przykład prace Franciszka Stobika. Oczywiście lepiej dokonywać odkryć samemu, nie zaś na aukcjach dzieł sztuki, gdzie zdjęcia automatycznie są droższe o prowizję sprzedawcy.
Skąd przekonanie, że w przyszłości fotografia przyniesie zysk materialny?
To nie jest moje przekonanie. Fotografia artystyczna w Polsce od wielu lat systematycznie drożeje. Oczywiście dzieła sztuki nie zyskują na wartości z dnia na dzień - jest to zwykle wieloletni proces. Zbieram zdjęcia od szesnastu lat. Odbitki, które dziesięć lat temu kupowałem po pięćdziesiąt czy sto złotych, teraz mają ustabilizowaną cenę około trzech tysięcy złotych. Na przykład z pewnością podrożały zdjęcia Zygmunta Rytki, choć na razie nie sprzedaję niczego z kolekcji.
Czy dziś możliwe są zakupy po okazyjnych cenach?
Oczywiście, wystarczy stale przeglądać Allegro, penetrować jarmarki perskie i pudła z fotografiami wystawiane w wielu antykwariatach. W takim właśnie pudełku znalazłem fotografię Jana Bułhaka za dwadzieścia złotych. Procentuje wiedza, stała koncentracja i poszukiwanie. Dawałem ogłoszenia w Internecie, że skupuję stare fotografie - trafiły do mnie prawdziwe brylanty. Na przykład całkiem niedawno kupiłem około osiemdziesięciu zdjęć z lat 50. i 60. - ktoś sprzątając odziedziczone mieszkanie, znalazł tekę, która leżała tam kilkadziesiąt lat!
Przypomnijmy, co to znaczy fotograficzna odbitka kolekcjonerska?
Fotograficzna odbitka kolekcjonerska to wysoko cenione przez kolekcjonerów odbitki osobiście wykonane, opisane i sygnowane przez autora. Opis powinien zawierać tytuł, datę wykonania, nakład, czyli edycję zdjęcia, i numer odbitki w tym nakładzie. W praktyce odbitka nieopisana i niesygnowana jest istotnie tańsza od fachowo opisanej, ponieważ mogły ją wykonać nieuprawnione osoby, które miały dostęp do negatywu. Sygnatura artysty to gwarancja, że odbitkę wykonał on sam. Poza tym zdjęcie nie powinno mieć wad technicznych. Sygnałem ostrzegawczym jest przede wszystkim zmiana jego barwy. Zdjęcie nie może być zniszczone, mieć załamań lub ubytków emulsji, ponieważ nie ma technik konserwatorskich, dzięki którym można te usterki usunąć. Oczywiście, jeśli zdjęcie jest uszkodzone, ale mamy świadomość, że to unikat, może posiadać mimo to wartość kolekcjonerską.
Jak najlepiej przechowywać fotografie, żeby długo cieszyły nas na co dzień i byśmy mogli je kiedyś odsprzedać z zyskiem?
Za szybą pochłaniającą promienie UV! Najlepiej wieszać je na ścianie poza zasięgiem promieni słonecznych, ale również z dala od kaloryferów. Ponadto zdjęcie musi mieć bezdrzewne passe-partout, które nie wchodzi w reakcje chemiczne z emulsją fotograficzną i nie niszczy papieru, na którym jest wykonane. Tak zabezpieczone fotografie będą dekoracją wnętrza mieszkania, ale i dobrą inwestycją.