Dominika i Dominik mieszkali wcześniej w ścisłym centrum stolicy - przez okna widzieli Pałac Kultury i Nauki, a do kawiarni na Nowym Świecie mogli w kilka minut dojść na piechotę. Doceniali tę bliskość wszelkich miejskich atrakcji i wcale nie mieli w planach szybkiej przeprowadzki. Impulsem do zmian była ciąża. - Nasze poprzednie mieszkanko było dobre dla pary, ale za małe dla rodziny z dzieckiem, zaczęliśmy więc szukać czegoś większego - wspomina Dominika.
Jedno wiedzieli na pewno: że nie chcą opuszczać miasta! Żadnych domków pod Warszawą! - Rok wcześniej przez jakiś czas gościliśmy w podwarszawskich Babicach i przekonaliśmy się, że jednak jesteśmy zatwardziałymi mieszczuchami – mówi Dominik. - Własny ogród to pewnie miła sprawa, my jednak bardziej potrzebujemy bliskości wszystkich miejskich atrakcji, a poza tym dojazdy do pracy zajmowałyby za dużo czasu.
Zaczęli rozglądać się zatem po Warszawie, szczególnie wypatrując niedużych nowych inwestycji - wszelkich plomb i kameralnych nowych budynków tak umiejscowionych, by nie groziła im jakaś niemiła niespodzianka, w rodzaju braku ulicy dojazdowej, rychłego przecięcia okolicy trasą szybkiego ruchu czy wybudowania okno w okno kolejnego bloku.
W ten sposób wypatrzyli Apartamenty Elekcyjna - niedużą, zwartą inwestycję na Woli, ze wszystkich stron otoczoną parkami i zielenią. - Nie jest to wprawdzie ścisłe centrum, ale dojeżdża się tu łatwo - mówią. - A parki dokoła wydawały nam się dobrym rozwiązaniem przy małym dziecku. Jest gdzie spacerować.
Gospodarze zdecydowali się na blisko stumetrowy apartament z dwoma obszernymi tarasami. - Ten przy salonie staje się w lecie oddzielnym pokoikiem, na którym miło pije się poranną kawę - mówią. Okna do samej podłogi, mnóstwo naturalnego światła, widoki na zieleń, spokój - to wszystko bardzo im odpowiadało. Pierwotny układ pomieszczeń był zupełnie inny niż obecnie i kompletnie nieprzystający do ich marzeń, na szczęście ścianki działowe można było dowolnie przestawiać. - Wiedzieliśmy jednak, że sami sobie z tym nie poradzimy, że potrzebujemy fachowców - wspominają.
Jak ich znaleźli? Rozpuścili wici po znajomych i w ten sposób trafili do architektów Anny i Marcina Irków. - Koleżanki pokazały mi wizualizacje zrobione przez panią Anię, a ponieważ nam się spodobały, szybko umówiliśmy się na pierwsze spotkanie - opowiada Dominika.
Od razu określili swoje podstawowe potrzeby. Bardzo chcieli zrezygnować z wielu ścianek działowych, a zamiast tego stworzyć dużą, otwartą część dzienną - miejsce, w którym wspólnie się żyje, przyjmuje gości, gotuje, odpoczywa. Poza tym konieczne było wydzielenie dwóch sypialni i gabinetu do pracy. Zależało im też na tym, by kuchnia nie była zbyt "kuchenna". - Powiedzieliśmy, że możemy gotować w salonie, ale nie chcemy mieszkać w kuchni - tłumaczy ten wymóg Dominik. Kuchnia miała zatem tak wpisać się w strefę dzienną, by niejako zlać się z nią, a nie wybijać jako oddzielne stylistycznie pomieszczenie. Wzornictwo całości? Nieprzeładowane, raczej styl nowoczesny, z ocieplającymi akcentami, a nie zimny i nazbyt minimalistyczny.
- Nie chcieliśmy jednak ograniczać projektantów, powiedzieliśmy tylko, jakie mamy oczekiwania, pokazaliśmy stare mieszkanie i wskazaliśmy meble czy pomysły, które chcielibyśmy przenieść. Poza tym zdaliśmy się na ich koncepcje - podkreśla Dominik. - I to był dobry ruch, bo okazało się, że idealnie potrafili odczytać nasze potrzeby i oczekiwania.
Dostali kilka projektów przearanżowania przestrzeni zgodnie z ustalonymi "warunkami brzegowymi"- od bardziej zachowawczych po awangardowe. Ostatecznie zdecydowali się na wersję najodważniejszą, która zresztą okazała się także ulubionym typem architektów.
Rozwiązanie przestrzeni dziennej jest rzeczywiście niestereotypowe - jest ogromna, wpisana w kształt prostokąta. Cała jedna ściana zabudowana została długim ciągiem dolnych szafek z ciemnego drewna, z których część to zabudowa kuchenna, zaś reszta - meble w salonie. Dzięki takiemu zabiegowi udało się ukryć kuchnię, nic nie tracąc z jej funkcjonalności. Trzeba przyznać, że zabieg jest niezwykle subtelny. To, gdzie kuchnia się zaczyna i kończy, odczytujemy w zasadzie tylko z delikatnych akcentów: przy ciągu kuchennym na podłodze i ścianach położono wąskie pasy grafitowego gresu, zmienia się też blat. Celowo zrezygnowano z górnej zabudowy. Spójne jest oświetlenie. Dzięki takim zabiegom - tak jak chcieli gospodarze - kuchnia i salon idealnie się zespalają.
Sypialnia. Króluje tu ogromne łoże, przykryte szytą na zamówienie narzutą – przyjechała tu z poprzedniego mieszkania. | Dzięki dobrej aranżacji, w jednej łazience zmieściły się i prysznic, i wanna. |
Na wysokości ciągu kuchennego ustawiono duży stół z krzesłami, tworząc w ten sposób jadalnię. Po drugiej stronie - tam gdzie nad ciągiem szafek wisi telewizor - wygospodarowano część wypoczynkową z sofą, fotelem i interesującym stolikiem z ażurowego metalu. Nieduża ścianka działowa oddziela część dzienną od przestrzeni, w której urządzono gabinet. Jest nieco cofnięty względem salonu, ale także otwarty, dostępny od strony salonu i holu. W gabinecie stanęły stylowe meble z poprzedniego mieszkania - m.in. stara maszyna do szycia na kutych nogach, ukryta niczym w akwarium pod szklanym blatem biurka.
Z części dziennej troje drzwi prowadzi do innych pomieszczeń: sypialni gospodarzy, pokoju ich synka Wiktora i do łazienki. - Pierwotnie były tu dwie łazienki, my poprosiliśmy o zaprojektowanie jednej - mówi Dominika. - Zależało nam jednak, żeby na stosunkowo niewielkiej przestrzeni zmieściło się wszystko: i wanna, i prysznic, i miejsce na pralkę...
Łazience poświęcono zatem sporo uwagi i pracy, ale efekt jest wspaniały. Kabina prysznicowa we wnęce oddzielona jest od wyoblonej wanny ścianką ze szkła, którą oklejono specjalną folią, imitującą misterną koronkę. We wszystkie ściany wpisano lustra, które dodają łazience przestronności. Dzięki drewnianej, teakowej podłodze jest tu przytulnie i ciepło. - Taką samą podłogę mieliśmy w poprzednim mieszkaniu i to się sprawdziło, dlatego powtórzyliśmy to chętnie i tutaj - mówi Dominika.
Sypialnię gospodarzy w dużej mierze urządzono meblami z poprzedniego mieszkania, natomiast cały wystrój został dobrany pod... narzutę na łóżko, którą szczególnie polubiła Dominika. Za to pokój małego Wiktora urządzany był całkiem od podstaw! - Osobiście się do tego przykładałam i sprawiało mi to dużą frajdę - śmieje się Dominika. - Chciałam, żeby było sporo niebieskiego, białe mebelki plus akcenty marynistyczne i żeglarskie. Mąż się tym interesuje, sam żegluje, więc taki wystrój delikatnie do tego nawiązuje.
Szczególnym akcentem jest błękitna latarnia morska, zdobiąca jedną ze ścian. Ażurowa lampa sufitowa imitująca ogromny dmuchawiec daje ciekawe, rozproszone efekty świetlne. Łóżeczko Wiktora stoi w centrum pokoju, na błękitnym niczym morskie fale dywaniku. Każdy detal jest precyzyjnie dobrany, a to powoduje, że całość prezentuje się spójnie i atrakcyjnie.
Niewątpliwą ozdobą salonu są przykuwające wzrok barwne obrazy. To dzieła Katarzyny Kopańskiej - artystki, na której prace Dominika i Dominik zwrócili uwagę dość dawno. - Zobaczyliśmy jej obrazy u kogoś i bardzo nam się spodobały - wspominają. - Dlatego chcieliśmy kupić sobie choć jeden na rocznicę ślubu i specjalnie pojechaliśmy do galerii w Krakowie, w której były dostępne.
Niestety, okazało się, że dzieła kosztują zbyt dużo. Na pocieszenie kupili inne obrazy, które teraz zdobią hol i sypialnię. Jednak ziarno zostało zasiane... Przed kolejną rocznicą ślubu Dominik pojechał do Krakowa sam, w tajemnicy przed żoną. Trafi ł prosto do pracowni artystki, tam porozmawiał z jej mężem. Opowiedział historię poprzedniej wyprawy po obrazy i zamówił jeden - w prezencie dla Dominiki. Obraz szedł pocztą. Przy odbiorze przesyłki czekała gospodarzy miła niespodzianka - okazało się, że prócz wybranego i zamówionego przez Dominika obrazu przysłano im jeszcze drugi! Linoryt "Panna młoda" z osobistą dedykacją autorki. W nowym mieszkaniu obydwa obrazy zawisły na ścianach salonu.