- Zawsze lubiliśmy stare kamienice. Chcieliśmy mieszkać w miejscu, w którym byłoby czuć ducha przeszłości. Marzyliśmy o stuletnich murach i skrzypiącej podłodze, ale ciągle nie mogliśmy trafić na idealne lokum - a to kamienica była w opłakanym stanie, a to cena okazywała się zaporowa - wspomina Aneta. - Po długich i bezowocnych poszukiwaniach byliśmy gotowi pójść na kompromis. Znaleźliśmy poddasze w kamienicy z lat 50. i już prawie podpisywaliśmy umowę, gdy nieoczekiwanie brak chemii między nami a deweloperem stał się dla impulsem do ponownego rozważenia sprawy. Postanowiłam posłuchać intuicji i wbrew temu, co powtarzałam, dałam się namówić na wizytę w Rembertowie. Dziś wiem, że to była jedna z najlepszych decyzji podjętych w moim życiu.
Wkrótce Aneta i Krzysztof znaleźli się na terenie należącym do Akademii Obrony Narodowej. Już sama okolica, w której aż roi się od wiekowych dębów, zrobiła na nich pozytywne wrażenie. Gdy tylko weszli na parter międzywojennej willi oficerskiej, od razu wyczuli dobrą energię tego miejsca i już wiedzieli, że chcą tu zostać. Od pierwszej chwili było dla nich jasne, że nie przestawią ani jednej ściany, nie wymienią sfatygowanej stolarki i nie zrezygnują z oryginalnych parkietów. Nie przeszkadzały im nawet przebarwienia na podłodze, będące pozostałością środków dezynfekujących (w czasie wojny znajdował się tu bowiem szpital). Jeszcze tego samego dnia trzy razy wracali do Rembertowa, by oswoić się z nową trasą i wieczorem jednomyślnie podjęli decyzję o przeprowadzce.
Na remont mieli niewiele czasu, zaledwie miesiąc. I choć wtedy nie wiedzieli zbyt wiele o urządzaniu wnętrz (Krzysztof jest przedsiębiorcą, Aneta pracowała wówczas w korporacji), postanowili odnowić mieszkanie własnymi siłami. Nie było lekko - ograniczony budżet wymagał sporej kreatywności, do tego stare mury kryły wiele niespodzianek. W pocie czoła dzielili czas i siły między pracę zawodową, opiekę nad rocznymi bliźniaczkami i remont mieszkania. - Szybko się okazało, że podjęliśmy nie lada wyzwanie, więc z ulgą przyjęliśmy pomoc mojego taty, prawdziwej złotej rączki - opowiada właścicielka. - Wraz z jego przyjazdem prace nabrały tempa. Panowie skuwali kafle i sprawdzali elektrykę, a ja zajęłam się między innymi renowacją drzwi. Własnoręcznie je oczyściłam z kilku warstw farby i pomalowałam na nowo - dodaje z nieukrywaną dumą.
Gdy prace renowacyjne dobiegły końca, gospodyni zajęła się urządzeniem mieszkania. Początkowo postawiła na bezpieczny styl skandynawski, wprowadzając do wnętrza biel, plamy drewna i subtelne kolory. To rozwiązanie jednak się nie sprawdziło. Niespokojna natura domowników domagała się bardziej wyrazistego charakteru wnętrza, dodatkowo służbowe wyjazdy Anety do Paryża spowodowały, że zakochała się bez pamięci w stylu eklektycznym. Z pasją przeglądała francuską prasę wnętrzarską i coraz bardziej tęskniła za swoistą nonszalancją, przeplataniem starego z nowym oraz zestawianiem przedmiotów pozornie do siebie niepasujących. Gdy po pewnym czasie wiedziała już, jak powinno wyglądać ich mieszkanie, poświęciła długie godziny na przeszukiwanie sklepów oraz śledzenie aukcji internetowych. Konsekwentnie unikała kompromisów i półśrodków, co wydłużyło cały proces, ale jednocześnie zaowocowało zakupem wymarzonych mebli i dodatków, które w większości odnowiła lub przerobiła samodzielnie tak, by idealnie pasowały do charakteru kamienicy i wnętrza.
W efekcie powstała przestrzeń harmonijna, choć pełna kontrastów. Barwna i wyrazista, jak sami domownicy. Przygoda z urządzaniem własnego mieszkania wyzwoliła w Anecie dodatkowe pokłady kreatywności. Dziś nie stroni od niebanalnych rozwiązań i wspólnie z przyjaciółką projektuje bajecznie kolorową pościel oraz bieliznę nocną dla dzieci. Niedawno zaczęła też stawiać pierwsze kroki w projektowaniu wnętrz dla innych. Choć ręce ma pełne roboty, w swoim domu nie spoczywa na laurach. To wypatrzy nietuzinkową tapetę, to znów upoluje oryginalny mebel. A wiekowe mury oficerskiej willi przyglądają się temu ze stoickim spokojem.