The Tides - nowoczesny budynek z historią
Z jednej strony spokojny nurt rzeki, z drugiej tętniące gwarem miasto. Kiedy wieczorem Warszawa zwalnia tempo i cichnie uliczny ruch, słychać szmer wody, a nawet odgłosy dzikiego ptactwa. Od strony Wisły wieje też wiatr historii, bo miejsce, choć dziś nowoczesne, pamięta odległe dzieje.
Przed 90 laty w miejscu obecnego apartamentowca i biurowca stał budynek wzniesiony przez Warszawskie Towarzystwo Wioślarskie. Jak na tamte czasy awangardowy: z basenem, hangarami na łodzie, restauracją oraz pokojami dla członków klubu. Zniszczony w czasie wojny, odbudowany bez przesadnej dbałości o przedwojenne detale i przez to pozbawiony pierwotnych walorów architektonicznych czy użytkowych, został wreszcie przeznaczony do rozbiórki.
Wiele lat później na wąskiej działce oddzielającej trasę szybkiego ruchu od wiślanych bulwarów powstał biurowo-mieszkalny budynek na miarę XXI wieku. Nazwano go The Tides, co znaczy "przypływy", nic więc dziwnego, że nawiązuje do dawnej tradycji wioślarstwa, ale nie tylko z nazwy.
Jego północna fasada kolorem i strukturą przypomina drewno, z którego budowano łodzie, południowa, całkowicie przeszklona, delikatnie faluje w słońcu. Taka architektura zobowiązuje, dlatego właścicielowi, który na co dzień prowadzi własną firmę w Warszawie, zależało na równie efektownym wnętrzu. Chciał, żeby mieszkanie w centrum miasta było alternatywą dla jego podmiejskiego domu.
Charakterystycznym elementem kuchni są fronty wykonane z tej samej jodły francuskiej co parkiet w całym mieszkaniu. |
Architekci zakochani w stolicy
O zaprojektowanie nowej przestrzeni zwrócił się do architektów, którzy jak mało kto kochają i rozumieją warszawską metropolię.
- Wciąż czerpiemy nowe inspiracje z miasta, w którym żyjemy, przemierzając je na skuterze, deskorolce, motorze, i wierzymy, że za rogiem czeka na nas kolejny projekt, który będzie nie tylko dla nas źródłem satysfakcji - mówią Konrad Sojka i Mikołaj Wojciechowski z pracowni projektowej Sojka & Wojciechowski. Warszawscy architekci budynek znali bardzo dobrze, bo projektowali też wnętrza pozostałych apartamentów, które się w nim znajdują.
Loft w nowoczesnym budownictwie? Czemu nie!
Projektanci z wyszukaną estetyką i modnymi trendami są za pan brat. Może też dlatego tak szybko znaleźli wspólny język z właścicielem. Jak mówią Konrad i Mikołaj, dla nich kluczem do sukcesu każdego projektu jest poznanie klienta. Kiedy już to zrobią, powstaje skrojony na miarę koncept. Idealnie dopasowany, bo architekci znani są z dopracowania detali w każdym calu. Jak było tym razem? Czego oczekiwał właściciel apartamentu na warszawskim Powiślu? Przede wszystkim chciał, żeby był elegancki, ale utrzymany w chłodnej stylistyce loftu. Jasny, spokojny, ale "nie wypicowany", odrobinę szorstki.
Duża wyspa kuchenna wymagała równie dużego okapu. Sama wyspa została obłożona konglomeratem, dzięki czemu mimo nieregularnej formy sprawia wrażenie monolitu. |
W imponującej przestrzeni 256 metrów kwadratowych bez trudu znalazł miejsce ogromny salon z wielkim stołem, otwartą kuchnią i spiżarnią, duża sypialnia z łazienką i garderobą oraz pokój i łazienka dla gości. W mieszkaniu sprytnie rządzi zasada kontrastów. Płyty z zimnego betonu architektonicznego (w kuchni i sypialni) zestawiono z ciepłym parkietem z bielonego dębu ułożonego w deseń francuskiej jodełki. Stalowo-szklane przegrody (w sypialni i garderobie) "zmiękczają" tapicerowane meble i przyjazna kolorystyka.
W salonie koncentruje się życie towarzyskie. Masywny stół z olejowanego drewna, pewnie stojący na betonowej podstawie, to świadek licznych wieczornych dyskusji. Oświetlają go dwie potężne lampy Apollo belgijskiej marki Dark. Wyglądają jak patchwork z pospawanych metalowych trójkątów.
Na drewnianym podeście stanęła wanna i brodzik z tekowych desek. Wysmakowanej całości dopełniają geometryczne płytki włoskiej marki Mutina. |
Przemysłowa kuchnia w stylu loftowym
Również kuchnia została zaprojektowana w nieco przemysłowym duchu. Większość sprzętów ukryto w gładkiej, szarej zabudowie. Oryginalny sznyt nadają jej nisze z półkami na kuchenne bibeloty. Zamiast tradycyjnymi frontami zostały "zamknięte" stalową siatką. Solidna, rozbudowana wyspa to sporo miejsca na kuchenne eksperymenty oraz dodatkowy blat pełniący na co dzień funkcję stołu na szybki poranny kęs.
Blaty i boki stojących szafek wykonano z polerowanego granitu Kashmir White, a na frontach dla ocieplenia położono tę samą jodełkę co na podłodze. Salon jest wielki, ale nie na tyle, żeby się w nim zgubić. Nie ma tu wielu sprzętów, za to jest konsekwencja i porządek, na którym zależało gospodarzowi.
Odpoczynek wokół roślin i bez...telewizora!
Naprzeciw kuchni i jadalni została zaaranżowana cześć livingowa, z miękkimi modułowymi kanapami w pięknych, szlachetnych kolorach. Na razie można z nich podziwiać panoramę miasta, bo póki co właściciel nie zdecydował się na telewizor. A początkowo pomysł był taki, żeby pojawił się on na tle ściany z… roślin.
Okazało się, że ten efektowny żywy organizm ma nie byle jakie wymagania. Żeby cały czas prezentował się tak samo pięknie i świeżo został więc zainstalowany specjalny system nawadniania (w kamyczkach schowane są listwy odpływowe, odprowadzające wodę do kanalizacji) oraz lampy do fotosyntezy.
Toaleta gościnna wyłożona jest w całości mozaiką Sicis, która imituje surową stal ryflowaną. |
Strefę intymną tworzy sypialnia gospodarza połączona przeszkloną ścianą z łazienką. Szyby ujęte w szerokie stalowe ramy sprawiają wrażenie witryny, którą w każdej chwili można oddzielić od reszty pomieszczenia przesuwaną elektrycznie zasłoną.
Dylematy remontowe - schody wstawione dźwigiem!
Na taras prowadzą efektowne, kręcone schody. Zostały wstawione do lokalu dźwigiem, jeszcze na etapie prac konstrukcyjnych, nim zamknięto dach nad piętrem. Są zespawane z surowej blachy i dodatkowo przeszlifowane dla podbicia efektu. Żeby wszystkie skazy na materiale były dobrze widoczne, architekci pokryli stal bezbarwnym lakierem. Te schody to prawdziwy brylant w salonie, choć niezbyt finezyjnie oszlifowany.
Efekt "wow" osiągnięty
Mieszkanie jest jasne, utrzymane w stonowanej, ale nie nudnej kolorystyce. Dzięki różnym odcieniom bieli i szarości całość jest spójna kolorystycznie i bardzo zdyscyplinowana. Właściciel okazał się elastyczny i otwarty na niebanalne rozwiązania. Z radością zapalał się do nowatorskich pomysłów jak schody, był podekscytowany i pozytywnie zaskoczony obrotem rzeczy. Miał jeden warunek - osiągnąć efekt "wow!".