Monika i Kasia Gwiazdowskie to bliźniaczki. Z racji takiego powiązania od zawsze wszystko robiły razem. Po ukończeniu Wydziału Architektury na Politechnice Wrocławskiej w 1999 r. wspólnie zajmowały się projektowaniem wnętrz, grafiki, mebli oraz mody. Dziś koncentrują swoje wysiłki na tworzeniu unikatowych dzierganych mebli, jako grupa Monomoka, do której w 2008 roku dołączył mąż Moniki, Piotr Saldara.

Grupa Monomoka. Monika i Kasia Gwiazdowskie

Pierwszy mebel z kolekcji Monomoki powstał około 2005 roku, jednak dopiero w listopadzie 2012 roku, grupa pokazała swoje prace szerszej publiczności. Sukces przyszedł błyskawicznie. Wybrana przez siostry metoda twórcza została nagrodzona w dwóch międzynarodowych konkursach: SBID International Design Awards London 2012 oraz Singapore Furniture Design Awards 2013.

Grupa Monomoka, jako zwycięzca tego drugiego konkursu, miała przywilej zaprezentowania indywidualnej wystawy na tegorocznej edycji targów International Furniture Fair Singapore, które odbyły się w marcu.

Monomoka brzmi bardzo egzotycznie. Co oznacza ta nazwa?

Kasia: Nazwa Monomoka nie wynika bynajmniej z fascynacji japońską kulturą, jest odzwierciedleniem naszej siostrzanej zgodności i w życiu, i w pracy. Monomoka jest po prostu kompilacją pierwszych sylab naszych imion i słowa mono (mono+mo+ka).

W królestwie kwiatów
Puf Meadow to celebracja kolorów i życia w pełnym rozkwicie. Projektantki połączyły tu różne kształty i formy, oddając wrażenie prawdziwej łąki.

Monika: "Mono" odnosi się do naszej bliźniaczej więzi. Mój mąż Piotr wpadł na pomysł nazwy, a my na nią przystałyśmy. Wydaję mi się, że brzmi całkiem dobrze zarówno w Polsce, jak i za granicą. Jesteście bliźniaczkami, pracujecie razem, swój wkład w Monomokę mają także wasi mężowie. Czy powiązania rodzinne ułatwiają czy utrudniają współpracę?

Monika: Mogę z całkowitym przekonaniem powiedzieć, że pomagają.

Kasia: Jako bliźniaczki dorastałyśmy razem, uczęszczałyśmy do tych samych szkół, studiowałyśmy na tym samym wydziale. Rodzice również nas nie rozdzielali, chcąc "uchronić" nasz indywidualizm. W związku z tym przebywanie razem oraz wspólna praca są dla nas czymś naturalnym.

Monika: Generalnie Monomoka to przedsięwzięcie rodzinne. Ja z siostrą i moim mężem Piotrem to strona kreatywna grupy, każde z nas skończyło architekturę na Politechnice Wrocławskiej. Jest jeszcze Sebastian, mąż Kasi, który zajmuje się fotografią i pomaga nam w kwestiach organizacyjnych. Wszyscy się świetnie znamy, mamy do siebie zaufanie i wiemy, w czym każdy z nas jest dobry. Istotne jest też to, że ja z siostrą to układ hermetyczny, bo bliźniaczy. Czasami jesteśmy tak "zafiksowane" na swoje pomysły, że "otrzeźwienie" musi przyjść z zewnątrz. Wtedy reaguje Piotr i zaczyna się konstruktywna dyskusja.

Virus
Nazwy poszczególnych mebli zdradzają źródła inspiracji. W tym projekcie pojawia się odwołanie do wirusów, których cząsteczki mnożą się i rozprzestrzeniają na wszystkie strony.

Studiowałyście architekturę, a teraz zajmujecie się produkcją mebli, i do tego dzierganych. Skąd taki przeskok?

Kasia: Historia Monomoki jest zupełnie przypadkowa. Z powodu przymusowego przebywania w domu, związanego z narodzinami dzieci, zaczęłyśmy eksperymentować z szydełkiem i drutami. Umiejętności te posiadłyśmy w dzieciństwie, śmiejemy się nawet, że nasze zdjęcie z Pierwszej Komunii jest pierwszym wizerunkowym zdjęciem Monomoki, gdyż mamy na nim własnoręcznie wydziergane peleryny. W 2005 roku powstał więc pierwszy model, później kolejny, aż po ośmiu latach zrobiła się kolekcja 13 obiektów. Przez osiem lat znała je jedynie grupa naszych znajomych, szerzej zaprezentowałyśmy je dopiero pod koniec 2012 roku, kiedy to wystartowałyśmy w pierwszym konkursie.

Szydełkowanie jednak jest dość staroświecką techniką.

Monika: Szydełkowanie jest często traktowane pobłażliwie, jako babcina umiejętność, czynność wypełniająca czas na emeryturze. A dla nas są to stare, wymierające techniki warte utrwalania i godnej kontynuacji. Bardzo zainteresowało nas połączenie czegoś bardzo tradycyjnego z czymś nowoczesnym w formie i o architektonicznym wyrazie. Ten kontrast jest siłą naszych mebli, tak jak ich trójwymiarowa faktura. Multiplikowana struktura niektórych z naszych projektów powoduje natomiast, że stają się one organiczne w odbiorze.

Zakręcone
Projektantki posiadają wykształcenie architektoniczne, stąd większość ich projektów ma precyzyjnie wyrysowane formy, oparte o podstawowe bryły i figury geometryczne. Jednak można w ich portfolio znaleźć także bardziej swobodne kreacje.

Jednak dzierganie to żmudny proces, czy nie chciałybyście go czymś zastąpić bądź go zmechanizować?

Kasia: I tak, i nie. Modeli Hive czy Sleeping Mice nie można wykonać maszynowo. Może i dobrze, bo to daje gwarancję niepowtarzalności. Poza tym przewrotne połączenie tradycyjnych, zanikających technik z nowoczesną formą daje nam tak niezbędny w designie indywidualizm. To nasz znak rozpoznawczy. Jednak w modelach takich jak Cubes czy Full Ring chcemy zamienić ręcznie robione elementy na wykonane maszynowo - przede wszystkim po to, aby uczynić je bardziej dostępnymi cenowo.

Monika: W niektórych przypadkach zamienniki materiałowe w naszych projektach świetnie się sprawdzą. Trwają zabiegi, by tak się stało. Przygotowujemy obecnie linię mebli prostszych, wykonanych w zmechanizowanej stolarni.

Jak się dzielicie zadaniami?

Moniak: Często trudno jest nam określić, która z nas wpadła na jakiś pomysł, ale to zupełnie nie jest ważne. Istotne jest to, żeby efekt końcowy był dla nas obu w stu procentach satysfakcjonujący. Wartościowe jest też to, że stać nas na wzajemną krytykę i nie lubimy iść na łatwiznę.

Rack & Roll
Monomoka łączy w swoich meblach ręcznie dziergane elementy z drewnianymi. Kontrast miękkiego i twardego, tradycyjnej techniki i nowoczesnej formy, buduje niepowtarzalny wyraz tych mebli, tak jak w siedzisku o nazwie Rack & Roll.

Kasia: Poza tym moja siostra błyskawicznie orientuje się o co mi chodzi, kiedy przedstawiam jej nowy pomysł, i odwrotnie. To prawdziwy komfort. Kiedy Monika akceptuje moją wizję mebla, mam absolutną pewność, że jest ona dobra.

Co najlepiej charakteryzuje wasze podejście do designu?

Monika: Myślę, że oryginalność, szukanie własnego języka, coś co można określić słowem własny styl. Ważny jest też dystans do obowiązujących mód, trendów, tymczasowości.

Kasia: Zawsze działamy intuicyjnie. Nie mamy sprecyzowanej wizji w momencie rozpoczęcia projektu, raczej eksperymentujemy i czekamy podekscytowane, co z tego wyjdzie. Nie proponujemy też, nazwijmy to, sprytnego designu, czyli takiego, w którym oprócz estetyki bardzo ważna jest funkcja, często podwójna, np. siedzisko jest również stolikiem.

Według nas przedmiot powinien być ładny, zauważalny i mieć indywidualny charakter, w przeciwnym razie zginie w natłoku propozycji dzisiejszego rynku. Nie przepadamy również za przedmiotami z materiałów wtórnych typu plastikowe kubki. W dzisiejszych czasach ludzie szybko kupują, szybko się nudzą i szybko pozbywają się rzeczy. My wolimy, gdy przedmiot zostaje z nami na dłużej.

Plaster miodu
Organiczna struktura siedziska Hive intryguje i zachwyca. Projekt ten zdobył główną nagrodę na Międzynarodowych Tragach Mebli w Singapurze i zapewnił grupie Monomoka możliwość zaprezentowania swoich prac podczas tegorocznej edycji imprezy.

Monika: Nasze rzeczy odbiegają trochę od typowego rozumienia designu, bo w nich zamknięty jest czas, są robione "na piechotę" ręką autora. Z tego też powodu bliżej im do artdesignu, gdzie estetyzm jest chyba ważniejszy niż funkcjonalizm. Kojarzymy się też z ekodesignem. Owszem, używamy ekologicznych materiałów, ekologia jest dla nas ważna. Ekologiczne są dla mnie też takie przedmioty, których łatwo nie chcemy się pozbyć, bo są dla nas cenne, czyli to o czym wspomniała Kasia.

Monomoka odniosła już znaczący sukces za granicą, przede wszystkim na Międzynarodowych Targach Mebli w Singapurze. Jak dalej chcecie budować swoją markę na arenie międzynarodowej?

Monika: Mamy ambicje dalej startować w międzynarodowych konkursach, dostajemy wiele zaproszeń na duże imprezy designu. W wielu bierzemy udział dzięki wsparciu Instytutu Adama Mickiewicza. Często odmawiamy udziału w prestiżowych imprezach ze względów finansowych. Promocja niestety kosztuje, a my dopiero jesteśmy na początku drogi.

Wielowarstwowy projekt
Puf Artichoke, zgodnie z nazwą, nawiązuje do wyglądu karczocha. Oryginalna powłoka składa się dokładnie ze 156 osobno dzierganych, a następnie połączonych ze sobą, elementów.

Kasia: Dzięki wsparciu Instytutu Adama Mickiewicza w styczniu wzięliśmy udział w wystawie Meet my Project w Paryżu, w marcu prezentowałyśmy nasze meble w Singapurze, dzięki wygranej na ubiegłorocznej edycji International Furniture Fair. Plakat ze zdjęciem naszego Artichoka firmował całą imprezę! Poza tym będziemy dalej startować w konkursach, ponieważ wraz z jakąkolwiek nagrodą czy wyróżnieniem pojawia się zainteresowanie prasy branżowej.

Już udało się wam wzbudzić zainteresowanie prasy zagranicznej. Jak wasze projekty są odbierane w kraju, a jak za granicą?

Kasia: Zdecydowanie więcej artykułów i wywiadów z nami ukazało się w zachodniej prasie i tamtejszych portalach internetowych, nawet w brazylijskich czy ostatnio australijskim.

Monika: Siłą rzeczy więcej nas widać w zagranicznych mediach, gdyż po raz pierwszy pokazaliśmy Monomokę za granicą w londyńskim konkursie, potem był Singapur, następnie sporo imprez designu w Europie, ale też w Azji. Na wystawach ludzie reagują na nas dość żywiołowo i emocjonalnie. Uważają to za szaleństwo, ale w pozytywnym sensie. Naprawdę doceniają naszą oryginalność i wysiłek jaki wkładamy w tworzenie. Pytają jak to jest zrobione, nie dowierzają, że nam się tak chciało i mówią, że czegoś takiego jeszcze nie widzieli.

Abażur jak peruka
Choć w portfolio Monomoki dominują siedziska, to grupa stara się poszerzać zakres produktów m.in. o lampy. Abażur lampy Wig posiada taką samą strukturę co puf Hive.

Kasia: Cały nasz wysiłek jest wart tego zdziwienia i zaskoczenia jakie okazują ludzie, którym tłumaczymy sposób wykonania naszych mebli. Szczególnie za granicą, gdzie szydełkowanie po prostu zanika, ludzie nie są w stanie zrozumieć jak można wydziergać 1500 małych elementów, a później je wszystkie ze sobą zszyć igłą, oczko do oczka, tak jak w przypadku projektu Hive.

Który z dotychczas zrealizowanych przez was projektów stanowił największe wyzwanie?

Monika: Właśnie wspominany Hive, ze względu na unikatowy wzór powłoki mebla, który jest naszym autorskim pomysłem. Multiplikując elementy nie wiedziałyśmy dokąd dojdziemy, ale skończyło się dobrze.

Kasia: Ogólnie ujmując, zawsze największe wyzwanie stanowią te modele, które składają się z dużej ilości elementów jak Hive właśnie, ale też Sleeping Mice czy trzy nowe projekty, prezentowane na Maison et Objet w Paryżu.

Jak widzicie dalszą przyszłość Monomoki?

Kasia: Mam nadzieję, że będziemy się rozwijać i nie utkniemy w jednej manierze. Dlatego też przygotowujemy nową kolekcję (część z niej będzie prezentowana w Singapurze), która będzie się opierać na połączeniu sklejki, drewna z elementami dzierganymi i filcowymi.

Monika: Chcemy dalej stawiać na unikatowość i docierać do wymagających odbiorców, ale też przede wszystkim wyjść z produktem bardziej dostępnym, produkowanym w większej ilości. Mają to być projekty prostsze, ale charakterystyczne dla naszego stylu. I nad tym obecnie pracujemy.