Wysoki i majestatyczny przywodzi na myśl monarchów i ceremoniał koronacyjny. Czy słusznie? Jak się okazuje - nie. Ten szlachetny w formie fotel powstał z myślą o służących, a nie koronowanych głowach. Przez stulecia był atrybutem portierów, odźwiernych i strażników.
Większość mebli narodziła się dla zaspokojenia potrzeb możnych tego świata. Z tym fotelem jest jednak inaczej, gdyż powstał na potrzeby służby. Informacja ta jest zaskakująca, gdy skonfrontujemy ją dostojną formą mebla.
Porter's chair (z ang. fotel portiera) ma wysokie oparcie zamknięte od góry na kształt baldachimu i osłonięte boki, co tworzy intymną przestrzeń. Środek jest z reguły tapicerowany, najczęściej skórą bądź aksamitem. Wszystko to nadaje mu dostojny wyraz kojarzący się z tronem. Tymczasem fotel ten powstał w XVI-wiecznej Francji dla konkretnej grupy zawodowej, której zawdzięcza swoją nazwę - fotel portiera.
Portierzy pełnili ważną rolę w zamożnych domach. Kierując się tylko swoją pamięcią musieli ocenić, czy wpuścić przybysza do domu, czy nie, co nie było sprawą ani oczywistą, ani prostą. Dziś może to się wydawać nieco śmieszne, jednak w klasowym społeczeństwie dawnej Europy był to element codzienności. Co jednak ważniejsze, obecność osoby nasłuchującej nadejścia przybyszów była konieczna ze względu na prozaiczny brak dzwonków do drzwi i odpowiednich zabezpieczeń.
Czy siedząc w odległym skrzydle pałacu ktokolwiek byłby w stanie usłyszeć kołatanie do drzwi 100 metrów dalej? Portier, wartownik bądź strażnik byli niezbędni. Niekiedy lokaje musieli także czekać pod drzwiami swoich pracodawców gotowi na każde wezwanie.
Oczekiwano, że będą oni czuwali zarówno w dzień, jak i w nocy, a nawet w czasie posiłków. Dlatego z myślą o nich zaprojektowano fotele, w których mogli dyskretnie pełnić swoją służbę, nie rzucając się w oczy. Przy czym hole i korytarze były najzimniejszymi przestrzeniami, po których dosłownie hulał wiatr. Dlatego, aby zapewnić ochronę przed przeciągami, fotele zyskały charakterystyczne wysokie oparcia, "kaptury" i wystające boki. Początkowo wykonywano je z wikliny, a dopiero z czasem zaczęto stosować drewno i drogie tapicerki. Fotele zostały wyposażone w szuflady pod siedzeniem, w których mogły być przechowywane potrzebne do pracy przybory bądź gorące węgle, które miały zapewnić ciepło.
Fotele szczyt swojej świetności przeżywały w XVIII w., ale już w połowie XIX w. zostały uznane za staromodne i na początku kolejnego stulecia praktycznie zniknęły. W domach już nie były potrzebne, gdyż znano nowoczesne zamki, upowszechniały się dzwonki do drzwi, nie wspominając o zanikaniu profesji portiera. Jednak na tym kariera tego mebla się nie zakończyła.
W końcu zabudowana forma fotela sprawdzała się także znakomicie w warunkach zewnętrznych, chroniąc przed wiatrem i słońcem. Tak z domów zawędrowały na plaże europejskich kurortów, przede wszystkim holenderskich, niemieckich i angielskich. Wiklinowe fotele od wewnątrz wyściełane pasiastymi tkaninami na długie lata wrosły w nadmorski pejzaż.
Fotel biurowy Canopy, projektu Jeana-Marie Massauda dla Coalesse, 2013. |
Wystarczy spojrzeć na pocztówki z przełomu XIX i XX wieku. Do domów powróciły dopiero niedawno, na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Próbę połączenia klasycznej formy z nowoczesnością podjął m.in. hiszpański designer Jaime Hayon. Dla BD Barcelona zaprojektował fotel Showtime - klasycznym liniom nadał nowoczesny look przy użyciu syntetycznych materiałów.
Hayon stworzył ten mebel z myślą o salonach, co jednak ciekawe, większość współczesnych projektantów odwołuje się do formy fotela portiera przy projektowaniu mebli biurowych. Dlaczego? Są one w stanie zapewnić prywatność i komfort osobom pracującym w tzw. open space, czyli otwartej przestrzeni.
Tym tropem kierował się między innymi Holender Marijn van der Poll, projektując kilka "zadaszonych" foteli dla firmy Ahrend. Z kolei Francuz Jean-Marie Massaud poszedł o krok dalej. Wychodząc od formy fotela portiera, stworzył niemalże mini-biuro. Wyposażył "kaptur" swojego krzesła w nowoczesne urządzenia, m.in. ekran LCD, który umożliwia przeprowadzanie wideokonferencji, oświetlenie LED, urządzenie głośnomówiące i kilka innych gadżetów. Do tego kaptur jest ruchomy, co znaczy, że można go swobodnie regulować, a nawet zdjąć.
Historia fotela portiera przeszła zaskakującą drogę od pałacowych korytarzy i stróżówek, przez plaże w szykownych kurortach, po nowoczesne biurowce. Aż trudno sobie wyobrazić, jak dalej potoczą się jego losy.
tekst: Anna Oporska;
zdjęcia: serwisy prasowe firm