Niektóre straszą, inne do dziś zachwycają. Osiedla z lat 60., choć mają sławę ponurych i nieprzyjaznych blokowisk, często zgodnie z założeniem miały być pięknymi, rozłożystymi przestrzeniami, skomponowanymi z wyraźną znajomością najnowszych trendów wzornictwa i architektury.
Tuż po wojną panowała moda na monumentalną, reprezentacyjną architekturę w stylu moskiewskim, często z droższych materiałów wykończeniowych, z grubymi ścianami, wysokimi stropami, licznymi rzeźbami i kolumnami. Szybko jednak okazało się, że budowa osiedli takich, jak Marszałkowska Dzielnica Mieszkaniowa (ukończona w 1952 roku) nieco zbyt mocno drenuje kasę miasta.
Ostatecznie więc, szerokie bulwary i monumentalne budowle warszawskiego placu Konstytucji nie stały się wzorem dla reszty miasta. Jak często w PRL, postawiono na kompromis pomiędzy śmiałymi założeniami, a koniecznością zbudowania tysięcy tanich mieszkań dla coraz liczniej zjeżdżających do Warszawy mieszkańców. Efekty wielu z tych realizacji do dziś się wyróżniają.
Nie ma żelaznej bramy, jest osiedle
Osiedle za Żelazną Bramą to według wielu ponury moloch bezsensu umiejscowiony pośród ruin byłego getta, sypialnia miasta położona...w samym jego centrum. Jednak założenia były zupełnie inne. Na zagospodarowanie tego terenu zorganizowano konkurs, który w 1961 roku wygrali absolwenci Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej: Jerzy Czyż, Jan Furman i Andrzej Skopiński. Ich projekt najbardziej respektował potrzeby mieszkańców, aktualne trendy w architekturze i koszty budowy.
Miały się tu znajdować kilkupiętrowe bloki o bardzo spójnym charakterze, które pomieściłyby 10 tysięcy - 15 tysięcy mieszkańców, dla których w okolicy przygotowano dostęp do wszystkiego, co do życia potrzebne: szkół, bazaru, sklepów, przedszkoli, biblioteki czy pływalni. To się udało. Udało się też zachowanie spójności osiedla, jednak dziś często zastanawiamy się, czy to o taką spójność twórcom chodziło. W okolicach ulic Krochmalnej, Chłodnej, Jana Pawła II i Grzybowskiej stoi 19 gigantycznych, 15-to piętrowych bloków z "wielkiej płyty" w szarym kolorze. Pomimo prób aktywizacji miejsca (happeningi, działalność klubokawiarni Chłodna 25 itp.), warszawiacy wciąż nie mogą przekonać się do tego krajobrazu i jest to jeden z najmniej prestiżowych adresów centrum.
Od abstrakcji do mdłości
O tym, jak bardzo różnią się ambitne założenia i dzisiejsza rzeczywistość opowiada wydana niedawno książka Mister Warszawy. Architektura mieszkaniowa lat 60. XX wieku. Możemy się z niej dowiedzieć, że zabudowa ulicy Miodowej (dziś w mdlącym, pastelowo żółtym kolorze) początkowo sięgała inspiracjami do malarstwa abstrakcyjnego i kompozycji Mondriana. Wtedy w budynkach tych "...stropy pomalowano kolorowo wysyconymi odcieniami czerwieni, żółci i błękitu (w każdym domu w innym kolorze); stolarka (prócz skrzydeł okiennych) miała kolor czarny. "
W takiej formie rzeczywiście budowlom tym było blisko do awangardy. Dziś to jednak tylko nieco banalne budynki próbujące korespondować z niedaleko starówką. Kamienne ozdoby umiejscowione na gzymsach i okiennicach, ozdobne okna poddasza i głowy diabłów, satyrów czy wstęgi wkomponowane w mury staromiejskich budynków z lat 60. na szczęście w większości zachowały się do obecnych czasów, choć część z nich jest dziś w stanie ruiny. Ich obecność przeczy stereotypowi, jakoby zabudowa lat 60. ograniczała się do bloków z wielkiej płyty.
Przemyślane Sady
Przykładem osiedla, które nie rozczarowało z biegiem lat, mogą być za to Sady Żoliborskie. Ich projektantka, Halina Skibniewska, pomyślała o wszystkim, łącznie z tym, by dzieci miał tu miejsce na swoje kryjówki, szałasy i zabawy. Osiedle do dziś jest zielone, o bardzo urozmaiconej architekturze krajobrazu; wciąż daje się tu odnaleźć pozostałości po obecnych tu wcześniej sadach. Zwykłe, pudełkowe bloki przekonują swoją wysokością - są maksymalnie czteropiętrowe, przez co nie przytłaczają.
Do tego zaprojektowano pawilony handlowe w których do dziś mieści się kultowy bar mleczny "Sady". Kiedyś pawilony były uważane za niezwykle nowoczesne, dziś stanowią rzadki relikt pasującej do otoczenia zabudowy typowej dla lat 60.
W kolejnej dekadzie znów postanowiono ograniczyć koszty zabudowy Warszawy. Projekty z lat 60., choć robiły wrażenie, zostawały albo kaleczone i dostosowywane do nowych założeń (jak osiedle Za Żelazną Bramą, którego budynki urosły z pięciu, do piętnastu pięter tracąc kameralny charakter) albo odkładane na półkę w oczekiwaniu na lepsze pod względem ekonomicznym czasy. Kolejna dekada to więc głównie prawdziwe "osiedla z wielkiej płyty" jak Bródno, Bemowo czy okolice ul. Inflanckiej. Oznaczało to, że warszawskie budynki wybudowane w latach 60. jeszcze długo nie musiały obawiać się konkurencji.
Zdjęcie otwierające artykuł: Uroczystość oddania do użytku Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej na placu Konstytucji, 22 lipca 1952, Karol Małcużyński, Szkice warszawskie, Książka i Wiedza, Warszawa 1955, s. 136-137