Dom pod Wrocławiem, który dla swojej rodziny wybudowała projektantka Anna Budzowska, wyróżnia się na tle innych. Co prawda budynek w formie przypomina stodołę, ale jego prosta, dynamiczna konstrukcja to już wyraźny ukłon w stronę nowoczesnej, minimalistycznej architektury. Z połączenia dwóch skrajności: tradycyjnej wiejskiej zabudowy oraz współczesnych trendów powstał oryginalny twór zdradzający upodobanie właścicieli do niespotykanych połączeń. - Wiedzieliśmy, że chcemy mieć dom parterowy. Zależało nam również, żeby miał płaski dach i był jak najbardziej minimalistyczny.
Plan zagospodarowania przestrzennego wymagał jednak wprowadzenia modyfikacji do naszej początkowej wizji. Ostatecznie musiał się pojawić dach dwuspadowy, ale bryła pozostała nowoczesna. I dlatego dom ma tak charakterystyczny wygląd - opowiada Anna Budzowska, która wraz ze wspólniczką Elizą Suder-Tobiasz prowadzi pracownię projektową Buduar.
Niebanalna elewacja budynku stanowi dobrą zapowiedź tego, co ukazuje się naszym oczom po wejściu do środka. Także i tutaj nie ma mowy o stereotypowych pomysłach i często powielanych rozwiązaniach. Projektantka, wraz z mężem Kubą, urządziła wnętrza w sposób dość eklektyczny, bratając pozornie niepasujące do siebie elementy. Dużo tu ciemnego drewna, pod sufitem wyeksponowano belki stropowe, na ścianie między kuchnią a przedpokojem wiszą poroża. A do tego duże okna, dzięki którym przyroda przenika do wewnątrz.
Wszystko jest więc takie, jakie być powinno, gdy myślimy o domu w sielskiej, podmiejskiej okolicy. Ten błogi, przytulny klimat wiejskiego domostwa Anna jednak przełamała, wprowadzając liczne elementy w stylu industrialnym i tym samym dodając loftowego pazura. Poza tym można tu dostrzec przedmioty i meble wygrzebane na targu staroci lub tylko udające wiekowe - np. lustro w złoconej ramie na ścianie przy jadalni, ozdobna rama zabytkowego łóżka w sypialni właścicieli, czy nawiązująca do motywów mitologicznych płaskorzeźba w dużej łazience.
- Eklektyzm jest obecnie ogromnie popularny - opowiada projektantka. - Ludzie czują potrzebę tworzenia nowych zestawień. Najczęściej do starych, antycznych mebli dobierają te o nowoczesnych kształtach, wykonane z takich materiałów jak stal czy pleksiglas. Myślę, że duży wpływ ma na to fakt, że ludzie stali się bardziej mobilni. Wyjeżdżają do pracy za granicę, podróżują, dzięki temu stykają się z inną kulturą i obyczajami. A to wszystko poszerza im horyzonty, co również przekłada się na kwestię urządzania wnętrz. Ktoś np. przywiezie sobie egzotyczną maskę z dalekiej podróży, a do tego ma ludwiki po babci itd.
Jeśli chodzi o mnie, to nie mam jednego ulubionego stylu. Moje upodobania szybko się zmieniają. Wcześniej miałam mieszkanie w starej, poniemieckiej willi, w którym panował klimat rustykalny. Obecnie bliższy mi jest styl loftowy i dlatego w moim domu nie mogło go zabraknąć. Architektka przyznaje też, że nie chciała aranżować pomieszczeń tak, żeby były "na lata". Bardzo lubi przestrzenie, które można przekształcić łatwo i bez dużych kosztów. To także było ważne przy urządzaniu jej domu. Być może więc za jakiś czas we wnętrzach nastąpi spora rewolucja i po obecnych dodatkach nie zostanie ani śladu?
Otwartą, podłużną przestrzeń strefy dziennej domu tworzy nowoczesna kuchnia, która przechodzi w jadalnię. Na samym końcu umiejscowiono wygodny salon. W kuchni najbardziej przyciągającym uwagę elementem jest intrygująca fototapeta z reprodukcją Ostatniej Wieczerzy Leonarda da Vinci. Anna i Kuba od razu widzieli tam fototapetę z jakimś ciekawym motywem, z tym, że wybór ograniczał się do formatu poziomego. Nie interesowały ich popularne zdjęcia - kwiaty czy kiczowate pejzażyki. Przekopywali się więc przez albumy i książki o sztuce, aby wybrać coś odpowiedniego. Ich kryteria spełniła dopiero Ostatnia Wieczerza. - Gdy już się zdecydowaliśmy na tę reprodukcję, koleżanka pokazała mi disnejowską Królewnę Śnieżkę, uśpioną, leżącą w szklanej trumnie. Szkoda, też by mogło to fajnie u nas zaistnieć - opowiada z rozbawieniem projektantka.
Piękne, masywne fabryczne lampy wiszące nad stołem w jadalni oraz w części salonowej architektka zdobyła okazyjnie. Projektowała kiedyś pomieszczenia firmy handlującej okuciami do szkła i pewnego dnia w remontowanym biurze natknęła się na te lampy. Są bardzo ciężkie, prawdziwie industrialne (a nie stylizowane), bo skonstruowane tak, by oświetlić potężną halę fabryczną.
Aby nadawały się do użytku domowego, trzeba było je wybebeszyć z oryginalnych instalacji i zamontować w nich zwyczajne oświetlenie. Kolejne z niezaprzeczalnie loftowych inspiracji to efektowne schody prowadzące z salonu na antresolę. Wykonano je z krat pomostowych. Prezentują się bardzo atrakcyjnie, jedynym ich mankamentem są metalowe elementy wcinające się w stopy. Nie ma więc mowy o chodzeniu po nich boso. Antresola to prywatny kącik wypoczynkowy dla domowników. Miejsce, gdzie można się odciąć od otwartej przestrzeni salonowo-jadalnej na dole. Znajduje się tu telewizor i fotele, a także pokój gościnny.
Dom Anny, Kuby i ich synka Jeremiego nie emanowałby swoim niepowtarzalnym, nieco żartobliwym klimatem, gdyby nie dzieła sztuki, które w nim zgromadzono. To w większości prace młodych wrocławskich artystów. Anna prowadzi galerię sztuki nowoczesnej, gdzie swoje prace wystawiają twórcy związani z Wrocławiem. Prowadząc pracownię projektową, stara się również zainteresować sztuką swoich klientów - często proponuje im np. malarstwo, grafikę czy rzeźbę dobraną do charakteru konkretnego wnętrza.
Jej samej natomiast zdarza się parać malarstwem. - W naszym starym mieszkaniu długo zalegało płótno, które zostawiła moja ciocia plastyczka. Obiecałam więc Jeremiemu, że coś na nim wspólnie zmajstrujemy - opowiada. Tak powstał duży, czarny obraz z akcentami czerwieni, który stanął przy ścianie naprzeciwko sof. I na pewno nie jest to ostatnie wspólne dzieło tej dwójki artystów.