Jasne i przestronne mieszkanie na szóstym piętrze nowoczesnego apartamentowca na warszawskiej Woli miało być dla właścicieli miało miejskim azylem i odskocznią od codzienności. Zbyszek i Helena swój rodzinny dom urządzili wiele lat temu pod Warszawą, a do mieszkania przyjeżdżają od czasu do czasu, gdy mają ochotę poczuć atmosferę wielkiego miasta.
W pobliżu jest Teatr na Woli, niedaleko też do Muzeum Powstania Warszawskiego, no i ścisłego centrum. A jednocześnie na rozległym tarasie, okalającym mieszkanie z dwóch stron, można rozsiąść się wygodnie, poczytać książkę lub napić się aromatycznej kawy o poranku.
Od początku było więc wiadomo, że wystrój powinien tworzyć atmosferę wakacyjnej błogości i być zgodny z upodobaniami gospodarzy. Miało być stylowo, z kilkoma wyrazistymi nowoczesnymi akcentami. Nie było jednak ściśle określonego planu co do kolorów czy funkcji - tu Helena i Zbyszek oczekiwali fachowej porady. Zaprosili do współpracy zaprzyjaźnioną projektantkę Evę Milczarek.
Nie wchodziły w grę wyburzenia ścian czy radykalne zmiany w planie lokalu. Właściciele chcieli jak najszybciej przebrnąć przez etap wykańczania i środki finansowe przeznaczyć raczej na eleganckie przedmioty i meble niż kosztowne remonty.
Po pierwszej wizycie dekoratorki zdecydowano jedynie, by zmienić funkcje trzech pomieszczeń, ale bez dużych ingerencji. I tak w miejscu, w którym pierwotnie miała być kuchnia, dziś znajduje się sypialnia. I na odwrót: tam gdzie planowano sypialnię jest kuchnia. Małą toaletę przy wejściu do mieszkania zamieniono w garderobę na buty i okrycia wierzchnie. Urządzanie wnętrz zaczęło się od wyboru płytek ściennych i podłogowych do kuchni oraz łazienki.
- Zależało nam, żeby przyjrzeć się asortymentowi kafli w sklepach budowlanych. Przywiązujemy dużą wagę do detali, a te najlepiej ocenić na żywo. Oczywiście najwięcej było glazury w odcieniach beżu i brązu, ale nie taką kolorystykę chcieliśmy wprowadzić. W końcu wypatrzyliśmy małe białe i czarne kafelki o subtelnych tłoczeniach w kształcie koniczyny i te postanowiliśmy użyć w łazience. Do kuchni na podłogę i fragment ściany nad blatem wybraliśmy białe płytki z delikatnym koronkowym wzorem. I w ten sposób zdecydowaliśmy, że biel będzie podstawowym kolorem w naszym mieszkaniu, a do niej dobierzemy inne pasujące barwę - wspominają gospodarze.
Ażurowy motyw na płytkach zdeterminował też stylistykę kuchni, a w konsekwencji całego mieszkania. Te ozdobne arabeski skojarzyły się projektantce i właścicielom z marokańskim dekorem. - Traf chciał, że Helena i Zbyszek właśnie wrócili z dwutygodniowej podróży po Maroku i byli zachwyceni jego klimatem i architekturą. Zapytałam więc, czy chcieliby mieć marokańską kuchnię - opowiada Eva.
Gospodarze podchwycili ten pomysł, a także kolejne, by każdy pokój zaaranżować w stylu dalekiego egzotycznego kraju. Nie było trudno przekonać parę do tej koncepcji. Od wielu lat właściciele podróżują po Europie, szczególne upodobanie znajdując w górskich wędrówkach. Przemierzyli turystyczne szlaki m.in. na Słowacji, we Francji, Grecji, Rumuni czy Norwegii. Ostatnio zaczęli się wybierać w jeszcze odleglejsze rejony świata, w tym właśnie do Maroka, zwiedzili też Kenię, Tanzanię i Peru. Panu domu szczególnie marzą się indyjskie bądź nepalskie Himalaje.
- I właśnie z tego powodu spośród niezliczonych atrakcyjnych wakacyjnych kierunków postanowiliśmy uhonorować te zorientowane na szeroko rozumiany Wschód. We wnętrzach, poza Marokiem, można znaleźć więc inspiracje Indiami, Nepalem, Indonezją i Japonią. I tylko łazienka pozostała jednoznacznie europejska, bo urządzona nieco po parysku - wyjaśnia projektantka. By jednak nie powstało wrażenie estetycznego chaosu, trzeba było znaleźć elementy wspólne tych stylistyk. Takim łącznikami okazały się wyraziste wzory, ażury oraz niebieski kolor w różnych jego odcieniach.
W kuchni ściany są jasnobłękitne (ukłon w stronę starych zabytkowych marokańskich miasteczek), indyjski przedpokój zyskał ciemnoturkusową oprawę, w przestronnym salonie ścianę z zabudową RTV ozdobiono niebieską tapetą w orientalny wzór, a w sypialni dominantę stanowi radosna jasnoturkusowa tapeta z motywem kwitnącej jabłoni. Tę bazę projektantka uzupełniła pieczołowicie wyszukiwanymi meblami, sprzętami i drobnymi dodatkami wprowadzającymi odpowiedni nastrój - arabskie lampiony, figurka Buddy czy klatka na ptaki.
Gdy nie udał się pomysł wykorzystania w kuchni oryginalnych marokańskich lamp wiszących (za drogie, a przy tym nie dawały dobrego światła do pracy), projektantka zaproponowała zawieszenie po obu stronach stołu metalowych lampionów o wrzecionowatym kształcie. Oparcia nowoczesnych krzeseł z tworzywa sztucznego są nieprzypadkowo koronkowe, tak samo jak front białej wiszącej szafeczki retro. Klimat dopełniają fototapeta ze starą grafiką dziedzińca jednego z marokańskich pałaców oraz bogato zdobiony biały stoliczek.
W przedpokoju najefektowniej przedstawia się stara indyjska skrzynia z niebieskimi przecierkami, zakupiona w sklepie kolonialnym pod Warszawą. Lustro z rzeźbioną ramą choć z wyglądu indyjskie, to przyjechało z wyspy Bali. Na szczęście nie ma tu stylistycznego zgrzytu, ponieważ wprost z indyjskiego holu wchodzi się do salonu udekorowanego fotografiami z Indonezji i Nepalu. W sypialni japońską stylistycznie tapetę i vintage'owe fotografie gejsz zestawiono z nowoczesną szafą z IKEA, której biało-czarne fronty dobrze wpisały się w atmosferę Kraju Kwitnącej Wiśni.
Warszawski apartament jest przykładem na to, jak można bawić się różnorodna stylistyką, elementami pozornie wydającymi się nie do pogodzenia. Nobliwy, wyglądający na francuski stoliczek z rafią w towarzystwie wschodniego dywanu i prostej sofy? Brzmi dziwnie, ale doskonale "dogaduje się" wizualnie. A najważniejsze dla zbudowania zmysłowej egzotycznej aury wnętrz okazały się fotografie z dalekich zakątków świata, wiszące w każdym z pomieszczeń. Te w łazience, kuchni i salonie są autorstwa Radka Wojnara. Właściciele żartują, że nie muszą już latać na drugi koniec świata, by zakosztować podróżniczych wrażeń. Wystarczy im spacer po pokojach.