Kiedy udało im się przenieść z Piaseczna do Warszawy, Marzena i Przemek byli szczęśliwi. Kupili mieszkanie 79 m² w ogrodzonym budynku, z ochroną. A do tego idealna lokalizacja: Dolinka Służewiecka - do pracy kwadrans jazdy, dziesięć minut do szkoły.
Wygoda. A same wnętrza? - Urządziliśmy je, jak leciało, raczej bez specjalnego pomysłu. Po prostu wstawiliśmy stare meble i już - wspomina Marzena. - Od początku jednak wiedzieliśmy, że trzeba tu coś zmienić. Marzyłam o tym nieustannie, ale… Czas mijał, kąty coraz bardziej prosiły się o remont, a my jakoś nie mogliśmy się do tego zabrać.
Wreszcie po pięciu latach pojawił się impuls do działania: przecież w tym roku komunia syna i towarzyszący jej rodzinny zjazd! Teraz albo nigdy - powiedziałam. - I się zaczęło! To była prawdziwa rewolucja. Z mieszkania wyjechały wszystkie sprzęty - co się dało sprzedać, zostało sprzedane, reszta trafiła do letniego domku na działce rodziców.
- Czekałam na tę chwilę pięć długich lat, od kiedy tu zamieszkaliśmy - opowiada Marzena.
Jeśli ma być pięknie i nietuzinkowo, bez pomocy projektanta nie ruszymy - uznali gospodarze. - Szczęśliwie się okazało, że żona jednego z kolegów Przemka jest projektantką wnętrz. Bez niej, czyli Marty Kwiecień-Dąbskiej, to mieszkanie na pewno by tak nie wyglądało - mówi Marzena.
A jak właściwie miało wyglądać, gospodarze sami nie bardzo wiedzieli. - Podobał nam się styl skandynawski. Chciałam, żeby było urządzone spójnie, ale pomieszczenia miały się różnić, i tylko tyle potrafiłam Marcie powiedzieć - wspomina Marzena. - Wyobrażałam sobie, że po prostu będzie dużo drewna, białe ściany, czarne dodatki… Ku mojemu zaskoczeniu Marta proponowała kolejne rozwiązania odbiegające od moich wyobrażeń. Okazała się świetnym psychologiem! Do dziś jest dla mnie zagadką, skąd wiedziała, że tak świetnie się wszyscy poczujemy w pastelowym otoczeniu.
Drewno pozostało tylko na dębowej podłodze, a proste, robione na zamówienie meble zyskały kolor. - Te wszystkie biele, rozbłękitnione szarości, niebieskie akcenty, dodatki z kroplą różu zamiast chłodu, czego się początkowo obawiałam, przyniosły ciepło i pogodę. I choć nadały wnętrzom bardzo kobiecy charakter, również moi panowie czują się w nich znakomicie - zapewnia gospodyni. - Zresztą pokój synów jest prawdziwie męski, biało-czarny, głęboka czerń pojawia się tu nawet na ścianach.
- Z jednej strony trudno z takim przedsięwzięciem poradzić sobie samemu, z drugiej wcale nie jest łatwo oddać urządzenie domu w ręce innej osoby. Bo często trzeba zaufać w ciemno, nie mając pojęcia, jaki będzie rezultat - kontynuuje Marzena. - Tak przynajmniej było w moim przypadku.
Kolejne pomysły Marty wprawiały mnie w panikę. Jednak zaciskałam zęby, czekając na efekt, którego nijak nie mogłam sobie wyobrazić. Na przykład jak będzie wyglądała łazienka wyłożona płytkami imitującymi szary kamień? Zobaczyłam je na ścianie i w krzyk: nie podobają mi się! Przecież tu miało być jasno! Marta na to: bądź spokojna, będzie pięknie. Miała rację.
Wystarczyły meble z rozbielonego drewna, lustro w różowej oprawie, zabawny obraz na ścianie, fajne oświetlenie i mamy łazienkę z marzeń. Albo toaleta: w pierwszej chwili już sam fakt, że Marta zaproponowała w niej tapetę, wzbudził moje wątpliwości. No bo jak to, przecież w toalecie kładzie się glazurę, a tu tapeta, w dodatku tak kolorowa i w jakieś robaczki! A dzisiaj wszyscy nam tej cudnej "motylej" toalety zazdroszczą - śmieje się Marzena.
Generalny remont dawał również okazję do przeróbek przestrzeni. Pojawiła się możliwość wyburzenia ściany dzielącej kuchnię i salon. - Oczywiście dziś kuchnia otwarta na salon nikogo nie szokuje, ale my do tej pory zawsze mieliśmy zamkniętą - mówi gospodyni.
- Bardzo długo rozważaliśmy za i przeciw. Kusiła fajna otwarta przestrzeń i możliwość komunikacji między tymi, co w kuchni, i tymi, co w salonie, odstraszała wizja uwolnienia kuchennych zapachów i widoków. Pytaliśmy o zdanie znajomych: jedni odradzali, inni zachwalali... W końcu to ja podjęłam męską decyzję i ściana poleciała. Czy jestem zadowolona? Ze wszystkiego! A najbardziej z tego, że każde z nas czuje się tu znakomicie. Jak w pastelowym azylu.