W kwestii domu, to nie blichtr okazuje się najważniejszy, ale funkcjonalność. Bo Dwurnik jest przede wszystkim malarzem, a malarzowi potrzebne są dobre warunki do tworzenia, zwłaszcza takiemu, który - jak on - pracuje bardzo dużo.
Znalazł je na warszawskiej Sadybie, osiedlu o specyficznej atmosferze, na którym mieszkało zresztą wiele sław, między innymi poeta Stanisław Grochowiak, satyryk Jeremi Przybora, rzeźbiarz Paweł Althamer i malarz Franciszek Starowieyski. Edward Dwurnik przez trzydzieści lat zdążył się tu dobrze zadomowić. A i okoliczni mieszkańcy są dumni z takiego sąsiada.
W tym roku po raz kolejny wziął udział w osiedlowym festiwalu Otwarte Ogrody, w ramach którego zorganizowano plenerową wystawę prac artysty poświęconych Sadybie. W jednej z poprzednich edycji tej imprezy otworzył swoją pracownię dla wszystkich chętnych - pokazywał obrazy, opowiadał o nich.
Dom często bywa otwarty dla gości. W latach 80. przybywały tu nawet zagraniczne delegacje, dla których wizyta u Dwurnika, obok zwiedzania krakowskiej Cricoteki czy Muzeum Sztuki w Łodzi, była lekcją poglądową na temat ówczesnej polskiej sztuki.
Pracownia na Sadybie nadawała się do tego jak żadna inna. Zawsze panował w niej porządek, a jej właściciel był nad wyraz zorganizowany, co burzyło stereotyp twórczego chaosu, jaki towarzyszył wyobrażeniom na temat pracowni artystycznej. Nic dziwnego, że pracownia Edwarda Dwurnika funkcjonowała jako wzorcowa. Inna sprawa, że przy okazji goście kupowali obrazy.
- Wycieczki przyjeżdżają i dzisiaj, żeby zobaczyć jak pracuję - mówi Dwurnik, jakby ich przyjmowanie należało po prostu do jego obowiązków jako artysty.
- Kiedy kupiłem tę działkę, dookoła były same warsztaty - opowiada Edward Dwurnik. - Państwo dawało tu wcześniej tereny rzemieślnikom. Na mojej działce był zakład galwanizacyjny - dodaje. Artysta jednak go nie zburzył, ale postanowił go rozbudować. Pewnie w dużej mierze dlatego, że ma pewien sentyment do tego rodzaju obiektów. Jego ojciec miał warsztat ślusarski, w którym wytwarzano klipsy i podobne drobiazgi. Kiedy powstawał dom, na początku lat 80., brakowało wszystkiego.
- Nie było żadnych materiałów. Przydział na miedź, która pokrywa dach, dostawałem partiami. Nie bardzo chcieli dawać, bo sami potrzebowali i bali się, że im nie starczy. Ale obiecałem, że namaluję im parę obrazów. Właściwie to namalowałem tylko jeden - śmieje się artysta na wspomnienie, jak udało mu się przechytrzyć władzę.
Przydziały na inne materiały też załatwiał, używając swoich prac jako prezentów. W miejscu, gdzie znajdował się zakład, jest teraz dolna pracownia artysty. Wyżej znajduje się druga. Obie są jasne i bardzo przestronne. Duże okna wychodzą na podwórko, doskonale oświetlając wnętrza i umożliwiając skuteczne ich wietrzenie. Nie ma tu niepotrzebnych przedmiotów.
Meble ograniczone są do minimum. Artysta nie lubi bowiem zbędnych bibelotów. Otacza go tylko to, co jest mu potrzebne do pracy i do relaksu. Trochę książek, sporo płyt, wygodna kanapa. Wnętrze idealne, to według niego wnętrze, w którym panuje porządek, czyste i sterylne.
Budował dla rodziny. Mieszkał tu z żoną i córką. Żona fotografka, Teresa Gierzyńska, miała swoją pracownię na piętrze. Teraz Edward Dwurnik niepodzielnie króluje tu sam.
200-metrowy dom to właściwie pracownia, galeria i magazyn, w którym przechowywany jest pokaźny zbiór dzieł artysty - dość wspomnieć, że na przestrzeni prawie 50 lat stworzył on blisko 5 tysięcy obrazów, około 14 tysięcy prac na papierze i około 3,5 tysiąca grafik.
Część mieszkalna jest stosunkowo niewielka, a i ona wypełniona jest obrazami Dwurnika. Są wszędzie. Wiszą na ścianach, stoją oparte o ścianę z tyłu domu. Nawet pochlapana farbą kostka brukowa na podwórku wygląda jak dzieło sztuki! Płótna Dwurnika są właściwie głównym elementem dekoracji wnętrz.
Artysta sam przyznaje, że traktuje je właśnie w ten sposób. Dlatego nie widzi przeszkód, dla których nie miałby na przykład przemalować obrazu tak, żeby bardziej pasował klientowi do jego wnętrza.
- Malarz pod tym względem niczym nie różni się od stolarza, który dobiera odpowiedni styl i kolorystykę do wnętrza. Mądry malarz robi to samo - mówi Edward Dwurnik.
Sztuka nie omija także sypialni, gdzie wiszą śmiałe akty pędzla Edwarda Dwurnika. Prowadzą do niej drzwi zdobione szybami-obrazami. |
Aktualnie w jego domu najwięcej wisi abstrakcji, na którą się przerzucił, odchodząc od uprawianego przez wiele lat malarstwa figuralnego, z którego jest najbardziej znany.
- Prawdziwy malarz musi być abstrakcjonistą. Prawdziwy malarz działa na wzruszenie, na emocje - podkreśla.
W sypialni, w najbardziej intymnym miejscu domu, wiszą odważne akty kobiece. Nic dziwnego, skoro malarz twierdzi, że w życiu najważniejsze są właśnie kobiety.
Cudze prace trafiają się tu na ścianach sporadycznie: piękna makatka wyhaftowana przez matkę na podstawie jego obrazu, obraz córki. Pola Dwurnik wspomina, że pracownia Taty była jej ulubionym miejscem w domu, że "była jak raj na ziemi".
Od momentu budowy domu, artysta nie wprowadził tu właściwie żadnych większych zmian.
- Dobrze mi się tu mieszka i pracuje - mówi. I tylko przybywa kolejnych obrazów...