Kiedy dzieci wyfrunęły z gniazda, Małgosia i Roman zmienili nieco swój tryb życia. Zwolnili tempo. Cisza i spokój niebywale zyskały na atrakcyjności, ale życie w centrum miasta raczej im tego skąpiło. Wreszcie ktoś nazwał rzecz po imieniu: trzeba wyprowadzić się na wieś. Zbudować dom. Decyzja była tym łatwiejsza do podjęcia, że po rodzicach odziedziczyli pod Radzyminem siedlisko z dużym kawałkiem ziemi.
Oboje w życiu nie lubią pośpiechu, więc delektując się tym pomysłem, poświęcili mu długie wieczorne rozmowy. Po pewnym czasie do ich grona dołączył już fachowiec - architektka Barbara Kierejewska-Zielińska. Pomysł na jej stole kreślarskim zaczął przybierać konkretne kształty i po dwóch latach zmaterializował się na oferującym dalekie widoki kawałku ojcowizny.
Para zdecydowała się na rozległy parterowy dom. Działkę mają dużą, więc prawie 300-metrowa bryła na planie litery L nie musiała zaglądać do okien sąsiadom. A chodziło głównie o to, by wreszcie nie trzeba było biegać po schodach! Jest wprawdzie strych, bo małżonkowie wybrali projekt dość tradycyjny, ze spadzistym dachem, ale póki co nie spieszą się, by go kompletnie zagospodarować. Kiedy przyszła kolej na urządzanie wnętrz, zadanie powierzyli warszawskiej pracowni Sojka & Wojciechowski.
Nie obyło się bez drobnych korekt samej architektury - zmian w fasadzie i kolorach stolarki okiennej, ale zasadniczo dom w stanie surowym czekał na ciekawą aranżację. W jakim stylu? Tego nikt Mikołajowi Wojciechowskiemu nie narzucał, architekt mógł więc poruszać się w swoich ulubionych klimatach nowoczesnej prostoty wyczulonej na detal i subtelny kolor. Bez szastania rozmaitością materiałów.
Dom, zwłaszcza przy tak dużej powierzchni, żeby nie było nudy, niektórych może prowokować do szaleństw z gatunkami drewna czy kamienia. I wtedy skutki bywają dyskusyjne. Tu jest inaczej. Prawie niepodzielnie rządzi drewno dębowe, z małym wyjątkiem w gabinecie, gdzie stanęły regały zrobione z orzecha amerykańskiego.
Gospodarze byli początkowo nawet bardziej radykalni, bo wymarzyli sobie na całej powierzchni podłogi praktyczny w użyciu gres. To się wzięło z prostego dodawania: niski parter plus dwa szalejące psy. Ale architekt zdołał ich przekonać, że w sypialniach przyjemniej jest mieć pod stopami naturalne drewno. "Deski" w salonie są już za to ceramiczne, choć z całkiem realistycznym usłojeniem.
Kolory stanowią odbicie tego, co wkrada się do wnętrza przez okna, a więc ogrodu, łąki i lasu. To subtelnie zestawione tonacje ziemi i nieba: beże, brązy, szarości i biele. Dobrze grają ze sobą niezależnie od tego, czy za oknami ścieli się biały puch, czy wybucha pierwsza wiosenna zieleń.
Lekkie biurko w gabinecie pana domu pochodzi ze sklepu BB Home, lampa - z Moma Studio. Dolną obudowę kominka wykonano z granitu cashmir white. |
Dom ma swoją stronę nocną - skrzydło z sypialniami, oraz dzienną, w której panuje ruch dookolny. W skrócie można by rzec - odbywa się dookoła spiżarni, bo ta ukryta jest w sześciennej bryle, która z każdej strony odsłania inną funkcję.
I tak od salonu mieści się w niej kominek, od jadalni wbudowany kredens, od kuchni wspomniana spiżarnia właśnie z rozsuwanymi niczym w Sezamie wrotami i od strony holu - nieduża toaleta. Pomiędzy poszczególnymi strefami nie ma żadnych ścian, przestrzeń jest płynna i łagodnie przez panoramiczne okna wtapia się w otoczenie domu. Jedyna granica jest czysto umowna - to jasna płaszczyzna dużych gresowych płyt na podłodze, które wyznaczają teren jadalni i kuchni.
Licząca ponad 200 sztuk kolekcja naparstków z całego świata czeka na swoją witrynkę. |
W tej ostatniej Małgorzata najbardziej zachwala wyspę. - Jest wielofunkcyjna i oryginalna z wyglądu - mówi. - Architekt sprytnie połączył w niej stół z płytą grzejną, wtapiając ją w wielki plaster kamienia postawiony na blacie. Teraz wszyscy organizują się wokół wspólnego gotowania, więc można posadzić przy niej kilku pomocników lub... tylko obserwatorów - śmieje się.
Z dumą pokazuje też toaletę dla gości z mistrzowsko osiągniętą iluzją przestrzeni. Maleńkie pomieszczenie wydaje się nie mieć końca, bo wyłożono je tapetą z lasem, który odbija się w lustrze wypełniającym całą ścianę. Pierwotnie architekt zaproponował tapetę w egzotyczne zielone liście, ale pani domu bała się klaustrofobicznej dżungli i wybrała coś delikatniejszego, bardziej graficznego.
Łóżko i stolik nocny w sypialni zaprojektował architekt Mikołaj Wojciechowski. Lampy do czytania to klasyki designu – Tolomeo marki Artemide. Fotel kupiony w Moma Studio. |
Angielska firm Cole & Son wypuściła właśnie nową wersję swojego leśnego klasyka - tym razem z żółtymi gruszkami wiszącymi na gałęziach. Jest zabawnie, lekko i trochę bajkowo. Zupełnie jak w świecie artystki Aleksandry Rosochackiej, której czarno-białe prace (portrety dzikich zwierząt w biżuterii) powoli zasiedlają wnętrza.
Prawdziwe dzikie zwierzęta podchodzą pod sam dom, co ciągle jest ekscytującą nowością po wyprowadzeniu się z miasta, choć od tego czasu minęły już dwa lata. Właścicielka ma swój ulubiony punkt obserwacyjny - zakątek z oknem na całą ścianę i fotelem-uszakiem z podnóżkiem. Bażanty, lisy, sarny widać stąd jak na dłoni, bo poza pasterskim ogrodzeniem daleko od domu nie ma dla nich większych przeszkód. A trzeba dodać, że posesji teoretycznie strzegą dwa psy, Jawa i Trafik, tak przyjacielskie i rozkoszne, że jak twierdzi Małgorzata, złodzieja by chyba zalizały ze szczęścia. - Ale mogę się mylić - dodaje.
Puste miejsca w sypialniach i salonie czekają na dzieła sztuki, które swoim zwyczajem powoli będzie wybierać gospodyni. Poza tym w domu nie przewiduje już zmian. No, może dokupiłaby tylko specjalną witrynkę na naparstki, które mąż od lat namiętnie kolekcjonuje. Poza tym uwaga gospodarzy skupia się teraz na otoczeniu. Niedawno powstały korty (Małgorzata jest pasjonatką tenisa), które okazały się świetnie działającym magnesem na synów. Ci poszli już na swoje, ale na niedzielne deble chętnie tutaj zjeżdżają. W najbliższych planach jest jeszcze staw. Trzeba trochę urozmaicić ten krajobraz i może zwabić następnych mieszkańców lasu...