Materiały z założenia musiały być bardzo dobrej jakości, nie mogło zabraknąć też stali. Zarezerwowano ją na oryginalne wykończenie antresoli, kratownicy oplecionej żarówkami oraz zielenią. |
Najpierw fabryka, potem apartament, a na końcu loft. Krakowskie mieszkanie Tomka ma ciekawy życiorys. Przeszło rewitalizację i drobną… derewitalizację. Na początku wyczarowano je z dawnej fabryki telefonów. Deweloper zaadaptował budynek starych zakładów na cele mieszkalne i urządził w nim ponad 80 apartamentów, które ochrzczono mianem "Loftów Lubelska". Jak na potrzeby i estetykę Tomka deweloper przesadził z wykończeniówką. Zamiast maksymalnie wykorzystać postindustrialny potencjał, poszedł w gładzie i podwieszane sufity. A loft to loft - musi być surowo, trzeba popatrzeć tu i ówdzie na jakiś kawałek szarego betonu. Należało więc wrzucić wsteczny bieg i co nieco odkuć. Tomasz do projektowania wnętrza zaprosił Magdalenę Załogę z pracowni Lokal Studio. Wytropił jej realizacje w internecie i zadzwonił do niej z propozycją. Miał za sobą już porządny research i pomysły Magdy wydały mu się najbliższe sercu.
- To nawet zabawne, że w prawdziwym lofcie zamaskowano jego kluczowe cechy i niczym archeolodzy odkrywaliśmy oryginalne warstwy. Skuliśmy podwieszane sufity, żeby na powrót odsłonić betonowe stropy. Owszem, było napięcie, bo nie wiedzieliśmy, co zastaniemy pod spodem. Ale na szczęście skończyło się tylko na drobnych korektach i zabezpieczeniu stropu transparentną bejcą - wspomina Magda. Więcej było korygowania całej przestrzeni. O dziwo, loft w stanie deweloperskim nie miał antresoli, choć przy 4-metrowej wysokości aż się o nią prosiło. Magda zaprojektowała ją zatem, organizując na niej sypialnię i miejsce do pracy. Za to zburzyła przedziwną ścianę dzielącą salon od "kiszki", w której deweloper zaplanował sypialnię - tak wąską, że zmieściłoby się w niej tylko niezbyt szerokie łóżko. Także kable elektryczne, tak jak na loft przystało, puszczono jeszcze raz po ścianie, mimo że pod tynkami biegła nowa instalacja.
Współpraca architektki z właścicielem była dynamiczna i kreatywna. - O niektóre rozwiązania toczyłem z Magdą boje, bo każde z nas miało własny pomysł i nie chciało ustąpić - śmieje się Tomek. - Ale też chodziło zwyczajnie o ograniczony budżet. Polegałem oczywiście na moich rodzicach, którym nie uśmiechało się fundowanie designerskich dodatków.
Lodówka marki Smeg to jedyny odważniejszy akcent kolorystyczny. Paletę wnętrza ograniczono do szarości, bieli i czerni. |
Kultowa lodówka Smeg stoi w kuchni tylko dlatego, że Magda znalazła w Łodzi handlarza sprzętów odzyskanych z ekspozycji sklepowych. Cena była bardzo atrakcyjna. Z kolei meble kuchenne, antresola i sprzęty na niej powstały według autorskich projektów Magdy, a wykonane zostały przez zaprzyjaźnione nieduże firmy.
Tomek studiuje socjologię i mieszka od kliku lat w Krakowie. Jest weganinem i mocno angażuje się w działania na rzecz praw człowieka i praw zwierząt. Chciał też mieszkać "po wegańsku": elementy ze skóry, wełny czy futra zwierząt były absolutnie wykluczone. Dlatego fotel wykonany został z materiału stylizowanego na podniszczoną skórę. Było z tym wszystkim sporo zabawy. - Pamiętam, jak wysłałem Magdzie zdjęcie szałowej pufy w panterkę z ekspozycji w jakimś sklepie, na co odpowiedziała, że sprawi mi taką, kiedy się wprowadzę (ale nie dotrzymała słowa!). Lubiłem straszyć ją wiadomościami w stylu: wymyśliłem, żeby na ścianie wymalować taki inspirujący napis: "W tym domu kochamy się, szanujemy się, rozmawiamy, walczymy, wybaczamy…". Ale po jakimś czasie była już zupełnie niewrażliwa na moje prowokacje. Kiedy kończyliśmy współpracę, sama Magda żartowała, że po tym projekcie już nic nie będzie dla niej takie samo.
W kuchni świadomie zrezygnowano z szafek wiszących, żeby jej wnętrze otwarte na salon nie straciło na przestronności. Blaty robocze wykonano z płyt granitowych. Porcelanowy zlew kupiono w IKEA. |
W mieszkaniu szalenie ważny był kolor. Stonowany, naturalny, "wegański" właśnie. Tylko pastelowa, miętowa, lodówka wyłamuje się z szaro-biało-czarnego klucza. Na podłodze położono deskę dębową barwioną na ciemny brąz, która współgra z resztą wyposażenia. Blaty kuchenny i łazienkowy wykonane są z granitu. Materiały, z założenia, musiały być bardzo dobrej jakości. Nie mogło zabraknąć też stali - loft zobowiązuje. Zarezerwowano ją na oryginalne wykończenia antresoli. - Pomyślałam, żeby nie projektować zwykłej barierki ani też ścianki, której zresztą oboje nie chcieliśmy i wtedy nasunął się pomysł kratownicy oplecionej żarówkami oraz zielenią - wspomina Magda. A Tomek dodaje: - Nie mam ręki do kwiatów. Na kratkach rośnie sporo sukulentów, bo to oczywisty wybór dla kogoś z moją przypadłością. Ale jest też kilka małych palemek i typowo płożących roślin, które zaczynają oplatać kratki, w związku z czym liczę na fajny efekt.
O tym, jak ważne są detale, Magda przekonała się, dobierając grzejniki. Zastała deweloperski standard. - Białe, klockowate, które zawsze wyglądają źle - śmieje się. - Ich wymiana nie podlegała żadnej dyskusji - tutaj z Tomkiem byliśmy zgodni. I od razu spodobały mu się te z kolekcji Vintage firmy Vasco. Do salonu wybraliśmy wykończenie w surowej stali malowanej bezbarwnym lakierem, a do łazienki - czarny mat. Dzięki temu, że architektka użyła ich w projekcie, mogła wystartować w konkursie Vasco. Warto było, choć wysyłanie zdjęć na konkurs kojarzy jej się z wyścigiem Formuły 1 - zdecydowały ostatnie sekundy… Zdobyła pierwsze miejsce. Wygranym czuje się też sam właściciel, zachwycony projektem.
Oprócz kosmetycznych zmian, takich jak postawienie na parapecie kilku doniczek z ziołami czy systematycznego dokupowania książek nic nie zmieniał i nie planuje zmieniać. Z czego jest najbardziej zadowolony? - Z ogromnego łóżka - odpowiada z uśmiechem. - Bo mam dla siebie cztery metry kwadratowe materaca, a nad wszystkim wisi jeszcze teraz telewizor. Gdybym tylko mógł, to nie opuszczałbym tego przytulnego kąta!