W tym domu powstały światowej sławy projekty
T-shirty mierzące ciśnienie lub ostrzegające przed zawałem, buty z sensorami śledzącymi ruch właściciela czy biustonosze chroniące przed… tyciem. To nie gadżety z filmów science-fiction, ale inteligentne ubrania, które już wkrótce zrewolucjonizują odzieżową branżę. Joannę, absolwentkę London College of Fashion, obecnie dyrektor kreatywną jednej z dużych agencji eventowych, takie wynalazki już nie szokują.
Dwa lata temu sama została światowym championem innowacji w dziedzinie wearables, czyli urządzeń, które można na siebie zakładać. Jej projekt inteligentnej czapki leczącej depresję, skutki przewlekłego stresu oraz ADHD zdobył również nagrodę w Polsce, w jednym z prestiżowych konkursów technologicznych.
- Słynna czapka została zaprojektowana właśnie tutaj, w naszym wspólnym domu - opowiada mama Jolanta, ze wzruszeniem rozglądając się po nowoczesnej, minimalistycznie urządzonej przestrzeni. - Tutaj powstał też start up prowadzony przez córkę - kontynuuje z dumą.
Niedawno napisał o nim „Forbes”, jako o jednej z najbardziej innowacyjnych firm w Polsce. Jola nie może nachwalić się osiągnięciami córki, tym chętniej pokazuje wnętrze, które, jak mówi, miało niemały wpływ na te spektakularne sukcesy obu kobiet.
146 metrów kwadratowych na warszawskim Ursynowie
Dwupoziomowy apartament mieści się w segmencie w zielonej części Ursynowa. Tu, kilka kilometrów od centrum miasta, można poczuć się jak na letnisku. Niedaleko domu jest jezioro, a spacerując, można natknąć się na mewy, czajki lub perkozy. Ale przede wszystkim jest dużo zieleni. To ona zadecydowała o wyborze tej lokalizacji.
Jesteśmy więc na piętrze, gdzie na 146 metrach kwadratowych zaaranżowano część mieszkalną. Powstała ona dla dwóch aktywnych kobiet - mamy i córki. Ale ponieważ obie prowadzą dynamiczne życie związane z częstymi wyjazdami, bywają tu sporadycznie. Zawsze jednak chętnie wracają do miejsca, które jest ich azylem w pełnym wyzwań i szybkich decyzji życiu.
- W tej chwili częściej można zastać tu mnie - mówi Jolanta. Odkąd Joanna zamieszkała w Londynie, to mieszkanie jest jej warszawską bazą na krótkie pobyty. Jola kupiła apartament w stanie deweloperskim kilka lat temu. Bardzo rozważnie wybrała właśnie tę lokalizację, bo - jak mówi - szukała miejsca, które będzie świetnie skomunikowane z całym światem.
Dzięki stołecznej obwodnicy z Ursynowa na lotnisko jedzie się zaledwie siedem minut, a do centrum miasta piętnaście do dwudziestu, niezależnie od pory dnia i korków. Taki wybór był kluczowy głównie dla Joanny, która znaczną część życia spędza w samolotach, a podczas pobytu w Polsce odbywa liczne spotkania biznesowe w sercu stolicy.
Obie potrzebowały więc miejsca do życia, które zagwarantuje wypoczynek po dniu pełnym wrażeń. Dla Joanny ważne było światło dzienne – wypełnia ono całą przestrzeń, dla jej mamy, która praktykuje mindfulness i jest promotorką zdrowego odżywiania – możliwość zaaranżowania ogrodu na tarasach.
- Przyświecała nam filozofia zen, poszukiwałyśmy świeżości, klarowności oraz bezpośredniego dostępu do zieleni i powrotu do natury - mówi Joanna. Zanim to wszystko się udało, do surowej przestrzeni wkroczyła z buldożerem architektka Małgorzata Karwowska. I to dosłownie, bo chcąc uzyskać zamierzony przez panie efekt, musiała kompletnie zmienić układ przestrzeni narzucony przez dewelopera. Zmiany były na tyle poważne, że nie obeszło się bez obecności konstruktora.
Po wydaniu pozytywnej opinii eksperta ściany nośne runęły z hukiem jeszcze tego samego dnia. A potem poszło już łatwo. Oczom zdumionych pań ukazała się duża, uwolniona od ścian przestrzeń, pełna powietrza i dziennego światła. Aby optycznie podnieść całość, architektka zdecydowała się na powiększenie otworów drzwiowych, teraz sięgają aż pod sufit. Nie obyło się bez drobnych wpadek, z którymi Małgosia perfekcyjnie sobie poradziła.
Po wyburzeniu ścian okazało się, że tylko na jednej nie ma okna. Projektantce trudno było zaaranżować długą i wąską przestrzeń. Wpadła więc na pomysł przysłonięcia jednego z nich. Szyby zaklejono matową folią, a od wewnątrz zaślepiono konstrukcją z płyt gipsowo-kartonowych. Dziś nikt już nie pamięta, że za zabudową z chłodziarką i piekarnikami było kiedyś okno. Właścicielki dobrze wiedziały, co chcą osiągnąć w mieszkaniu, ale obdarzyły też pełnym zaufaniem architektkę.
Warszawski apartament - miejsce do pracy i odpoczynku
W końcu, jak mówi Jola, Małgosię „podsunął” jej znajomy scenograf, była więc sprawdzona. Dzięki temu pomysł na wnętrze wyklarował się bardzo szybko i sprawnie. Lokal miał spełniać funkcję mieszkania i miejsca do pracy. Joli i Joanny zależało na części reprezentacyjnej w otwartej przestrzeni oraz na zamkniętej strefie prywatnej i biurowej.
- Obie mamy kreatywne zawody, więc nasza praca właściwie nigdy się nie kończy – wyjaśnia Jola. Zadanie, które dostała do zrealizowania projektantka, było więc jasno zdefiniowane. Porozumienie całej trójki nastąpiło, jak twierdzi Małgorzata, już po pierwszym spotkaniu. - Pokazałam Joli nowojorskie mieszkanie Donny Karan. Pomyślałam, że w jakimś sensie są do siebie podobne - zdradza Małgosia.
- Jola podobnie jak Donna jest otwarta, poszukująca inspiracji, twórcza, aktywna zawodowo, tryskająca niespożytą energią i witalnością. Nie pomyliłam się. Jola zakochała się w pełnym pozytywnej energii i światła apartamencie. Myślę, że było ono dla nas główną inspiracją, chociażby w kontekście klarownego rozkładu wnętrza czy doboru kolorystyki. A ta jest właściwie monochromatyczna, bo w apartamencie dominują biel i czerń, w różnych odcieniach - twierdzi Małgorzata.
Te podstawowe, klasyczne kolory najlepiej pasowały do filozofii pracy i stylu życia zarówno Joli, jak i jej córki. Projektantka zdecydowała się na białe ściany i jasnoszarą podłogę z żywicy syntetycznej. To jest baza, tło, na którym czerń i odcienie szarości kreślą precyzyjnie zakomponowany rysunek.
Pojawiają się na meblach, kamiennych obudowach i schodach, grzejnikach, dominują w obu łazienkach. Kroplą koloru w tym czarno-białym anturażu są obrazy. Bo Jola i Joanna mają artystyczne dusze. Kochają sztukę i artystów, zwłaszcza tych młodych, których wspierają, kupując ich awangardowe dzieła. Jola porównuje swoje mieszkanie do oprawy dobrze dobranej do dzieła, które wieńczy.
- My się zmieniamy, zmienia się też wystrój tego wnętrza - mówi. Rzeczywiście. Jola i Joanna nie potrafią ustać w miejscu. Życie samo pisze scenariusze. I choć dobrze było im razem w tak bliskim i zarazem luźnym układzie, czas na zmiany. Nie będzie łatwo rozstać się z apartamentem na południu Warszawy - z łezką w oku dodaje Jolanta. - Mamy nadzieję, że nowi właściciele dopiszą tu kolejny rozdział własnej, ciekawej historii.