Pod względem ci꿆aru moż†na zaliczyć je do kategorii piórkowej - wa†ży tylko 7 funtów, czyli ok. 3,5 kg. Ale pod względem rangi, to ju† zdecydowanie waga cie†ka. Krzesło Navy cieszy się statutem porównywalnym do jeansów Levis wśród ubrań czy marki Zippo wśród zapalniczek - klasyków amerykańskiego designu.

Navy Chairs, czyli w wolnym tłumaczeniu krzesła wojskowe, tak jak sama nazwa wskazuje, powstały na potrzeby armii, a konkretnie amerykańskiej marynarki wojennej. Swoją karierę rozpoczęły jako wyposażenie okrętów podwodnych. Wówczas nikt jeszcze nie przeczuwał, że zawędrują na sam szczyt i staną się ikoną designu.

Wszystko zaczęło się w 1944 roku, kiedy inżynier Witton C. Dinges otrzymał zamówienie na produkcję super wytrzymaych krzeseł dla wojska, będących w stanie przetrwać bombardowanie niszczycieli wroga. Witton C. Dinges, właściciel firmy Emeco (od Electrical Machine and Equipment Company), przy niewielkiej pomocy ekspertów z firmy Alcoa, będącej wiodącym producentem aluminium, zaprojektował krzesło tak wytrzymałe, że znacznie przekraczało normy zawarte w wojskowej specyfikacji. By to zademonstrować podczas wystawy mebli w Chicago, Witton C. Dinges wyrzucił z szóstego piętra budynku jedno krzesło. Nie licząc kilku zadrapań, krzesło Navy wyszło z tej próby nienaruszone.

Trwałość modelu Witton C. Dinges jest zasługą specjalnie opracowanego procesu produkcyjnego, który nie zmienił się od 1944 roku. Trwa on dwa tygodnie i składa się z siedemdziesięciu siedmiu etapów. Każdy egzemplarz, choć wygląda jak odlany z formy, powstaje z dwunastu oddzielnych i zespawanych ze sobą aluminiowych części. Następnie całość poddawana jest obróbce cieplnej, której proces został opatentowany przez firmę Emeco.

Tak powstają krzesła Navy - lekkie jak piórko i niemal niezniszczalne, a przy tym wszystkim wygodne. Siedzisko i oparcie są tak wyprofilowane, by zapewnić maksymalny komfort siedzenia. W latach 40. firma Emeco zatrudniała trzystu pracowników i miesięcznie produkowała kilka tysięcy krzeseł dla wojska. Po zakończeniu działań wojennych firma Emeco dostarczała meble do więzień, szpitali i urzędów.

Krzesło Navy   Projekty krzesła Navy
Słynne krzesło firmy Emeco, znane jako Navy Chair, otrzymało numer 1006 i taka jest jego oficjalna nazwa.   Produkcję pierwszych modeli krzesła Navy poprzedziły staranne wyliczenia umożliwiające stworzenie mebla najlepszego w swojej klasie.

W 1979 roku rządowy kontrakt wygasł i Emeco znalazła się na skraju bankructwa. Witton C. Dinges, choć bez wątpienia był genialnym inżynierem, nie był już tak efektywnym biznesmenem, a do tego miał dość osobliwe podejście do marketingu. Na początku lat 80. szefostwo Emeco objął Jay Buchbinder, prezes firmy JBU zajmującej się projektowaniem wnętrz restauracji. Starał się on wypromować aluminiowe meble na rynku cywilnym. Dzięki jego wysiłkom w latach 90. krzesła zostały odkryte przez dekoratorów wnętrz i trafiły do hipsterskich restauracji na Greenwich Village w Nowym Jorku - mekki artystów, łowców trendów i gwiazd kina.

Prawdziwa rewolucja nastąpiła jednak w 1998 roku, kiedy syn Buchbindera, Gregg, zaprosił do współpracy Philippe’a Starcka. Projektant dokończył transformację krzesła z wojskowego wyposażenia do rangi supermodnego mebla. Philippe Starck na bazie tradycyjnego modelu zaprojektował kolekcję obejmującą trzynaście krzeseł i cztery stoły. - Nic nie stworzyłem - powiedział designer. - Po prostu przedestylowałem dziedzictwo Emeco, tak by stało się spójne z obecnymi czasami - tłumaczył.

Obecnie najlepsi projektanci z całego świata zabiegają o współpracę z Emeco. Między innymi słynna włoska designerka Andree Putman stwierdziła, że chce zrobić z krzesłem Navy to, co jej przyjaciółka Coco Chanel zrobiła z małą czarną sukienką - "stworzyć proste, seksowne i pomysłowe krzesło, które nigdy nie wyjdzie z mody". To ostatnie już się dokonało. Krzesło jest ikoną amerykańskiego designu, regularnie pojawia się w magazynach o projektowaniu i modzie, występuje w filmach takich jak "Matrix" i serialach telewizyjnych: "Sex w wielkim mieście" i "Dr House".

Tekst: Anna Oporska, zdjęcia: Emeco