Maciek zajmuje się modą. Jest stylistą, prowadzi w Warszawie ekskluzywny butik, przygotowuje różne osoby do sesji zdjęciowych i do ważnych spotkań. Ma bardzo zdecydowane spojrzenie na estetykę: najpiękniejsze są stroje proste, "drugoplanowe", wyrafinowane. Ale - jak powtarza za Coco Chanel - "najważniejsza jest podszewka", czyli jakość. O wystroju wnętrz ma takie samo zdanie.

Swoje mieszkanie w centrum Warszawy wypatrzył dawno temu, spacerując w okolicach sejmu. Mieszkał wtedy niedaleko, na Pięknej i, patrząc na budynek z lat 60., z oknami wychodzącymi na ambasady USA, Kanady, Francji i na sejm, myślał, że nieźle byłoby mieć jedno z narożnych mieszkań, tych z dużymi tarasami. Taki taras w środku miasta to jest coś! Traf chciał, że kiedy rzeczywiście szukał nowego mieszkania, jedno z nich było na sprzedaż. Gdy w agencji nieruchomości usłyszał, że może kupić mieszkanie na tej ulicy, był pewien, że chodzi właśnie o to, które sobie wymarzył.

 
Kiedy Maciek zobaczył mieszkanie po raz pierwszy, było ciemne i zaniedbane. Przyszły właściciel jednak od razu wyobraził tu sobie otwarte przestrzenie, dużo światła i ład.

Mieszkanie jest dwupoziomowe, a sporą część piętra, ostatniego, zajmuje właśnie taras. Łączy się z nim zresztą kilka anegdot. Kiedyś na przykład, gdy odbywała się tu sesja zdjęciowa, przez jedną z sąsiadujących ambasad został przysłany na zwiady policjant. Usiadł na murku i rozmarzonym głosem powiedział (rozpoczynając słowem, którego nie przytoczę) "(…) jak ja bym chciał mieć taki taras…". I na tym skończyła się interwencja.

Antyrządowe demonstracje są na razie dla Maćka właściwie atrakcją, mówi, że nie wie, czy zawsze będzie miał do zamieszek pod oknami taki sam stosunek, ale zdecydowanie jest zwierzęciem miejskim i sielska cisza nie jest jego marzeniem, więc czuje się tu bardzo komfortowo.

Wnętrze mieszkania sprawia wrażenie ascetycznego, jakby nie do końca urządzonego, ale to wrażenie mija, gdy pozna się historię wszystkich rzeczy, które Maciek starannie dobierał, wyszukiwał w różnych galeriach, przynosił na próbę. Trzeba było jednak zacząć od stworzenia na nowo układu wnętrza, mieszkanie miało bowiem zbyt wiele pokoi, było ciemne i… zapuszczone. Nieoceniona okazała się pomoc Roberta Frydrycha, szefa ekipy remontowej, który potrafił spojrzeć fachowym okiem na wnętrze, dostrzec w nim potencjał, stworzyć nowy układ pomieszczeń i dobrać materiały wykończeniowe. Maciek mówi o nim "wielki esteta". To określenie, rzadko padające z ust inwestora oceniającego wykonawcę, daje pojęcie o kompetencjach tego drugiego.

 
To właśnie ze względu na ten taras, rzadkość w centrum miasta, Maciek marzył, by zamieszkać w jednym z dwóch narożnych mieszkań tego budynku.   Kuchnia. Na pierwszy rzut oka pusto tu i chłodno. ale to wyrafinowana asceza, wymagająca konsekwencji.

Mieszkanie wykończone czysto, oszczędnie, zdaje się być doskonałym tłem dla różnego rodzaju sprzętów i dzieł sztuki. Wydawać by się mogło, że można tu zaszaleć i wstawić właściwie wszystko. Nie jest to prawdą. Maciek nie chciał zepsuć efektu uporządkowanego, geometrycznego wnętrza – niektóre meble oddawał do sklepów, bo na miejscu się okazywało, że nie pasują. Mówi, że jest to wnętrze trudne, które łatwo byłoby oszpecić.

Meble do jadalni, która tworzy jedną przestrzeń z prostą kuchnią, znalazł w galerii Dynasy, specjalizującej się w art déco. To stamtąd pochodzi stół z krzesłami i lampa. Kanapa w salonie jest z IKEA. Fotele w stylu Bauhausu są z kolei z antykwariatu na warszawskiej Saskiej Kępie. Tu nic nie jest przypadkowe. Nawet oficerki stojące przy wejściu to tak naprawdę zabytek - mają ponad osiemdziesiąt lat i są tu eksponatem.

Poukrywane pojemne szafy mieszczą w sobie większość rzeczy używanych na co dzień. Maciek zostawia na wierzchu tylko te rzeczy, których widok mu naprawdę odpowiada. Mówi, że to wymaga konsekwencji. Tak jak przy ubiorze, trzeba zdecydować się na to, co naprawdę nam się podoba, dodaje pewności siebie, no i urody. Następnie należy się tego trzymać, pozbyć się rzeczy, które nie są zgodne z naszym gustem, które psują harmonię. Mówi o dyscyplinie, którą można sobie samemu narzucić, by stworzyć sobie otoczenie, które nie przytłacza, ale uskrzydla.