- Kiedy rozglądałam się za nowym mieszkaniem, interesowały mnie wyłącznie te niewielkie, pokój z kuchnią - opowiada Ewa. - Tyle, że kuchnia musiała być widna. Wtedy nie ma ograniczeń i można swobodnie zamieniać pomieszczenia rolami. A metraż? Kilka metrów mniej czy więcej naprawdę nie ma znaczenia. Nawet malutkie wnętrza można urządzić tak, by nie było w nich wrażenia ciasnoty. Trzydziestoośmiometrowe mieszkanie na Karmelickiej, w samym centrum Warszawy, Ewa znalazła dość niespodziewanie. - Pewnego dnia przypadkowo spotkałam dawno niewidzianą koleżankę, pracującą w agencji nieruchomości - opowiada.

- Wspomniałam jej, że za jakiś rok będę szukała pokoju z kuchnią. Trzy dni później przyprowadziła mnie tutaj. Gdy zobaczyłam cichą, ślepą uliczkę, małe domki i drzewa dwa razy od nich większe, już byłam pod wrażeniem. Obejrzałam mieszkanie i oszalałam. Zapożyczyłam się i natychmiast je kupiłam.

 
Salon to eleganckie wnętrze, pokryte patyną czasu... Ale sztukaterie znalazły się tutaj niedawno, podobnie jak przecierana farba na ścianach. Za to piękna drewniana podłoga była tu od zawsze. Objawiła się nagle, gdy zdjęto brzydką, starą klepkę. Kilku desek wprawdzie brakowało, ale szczęśliwym trafem akurat sąsiedzi robili remont i wyrzucali identyczne, więc bez kłopotu udało się braki uzupełnić.

Zabierając się za urządzanie, Ewa i Tomek przede wszystkim zmienili układ pomieszczeń. - Tak jak za każdym razem poprzednio, kuchnia wywędrowała do pokoju, a właściwie do jego wnęki, a w jej miejscu ulokowaliśmy sypialnię. Dodaliśmy jej przy tym metr, kosztem przedpokoju - wyjaśnia Ewa.

Trudno się oprzeć wrażeniu, że sypialnia jest całkiem spora. W rzeczywistości ma nie więcej niż 10 metrów, ale optycznie powiększają ją wielkie przeszklone łukowate drzwi, oddzielające ją od pokoju. Nie było ich tu wcześniej, zostały specjalnie zaprojektowane i zrobione na zamówienie. - To one dają wrażenie przestrzeni - mówi Ewa. - A że z salonu jak na dłoni widać łóżko? Przecież można je przykryć narzutą. Za to drzwi są piękne!

Przestronny wydaje się również pokój dzienny - zapewne także i tutaj pomogły drzwi do sypialni, ale nie tylko. - Gdy na niespełna dwudziestu metrach stoi sofa, dwa krzesła, zgrabny stolik i bieliźniarka, to na brak miejsca nie można narzekać - śmieje się Ewa. - Chodzi o to, by wnętrza nie przeładować sprzętami. Jeśli jest niewielkie, jego urządzenie wymaga dyscypliny. Warto z niektórych mebli zrezygnować, by go nie zagracić. Ewie i Tomkowi udało się nawet zrezygnować z dużej szafy.

Ten niezbędny mebel trafił do… piwnicy. - Piwnica umiejscowiona bezpośrednio pod mieszkaniem okazała się bezcenna - opowiada Ewa. - Wstawiliśmy w niej okno, zrobiliśmy ogrzewanie, doprowadziliśmy wodę i teraz mamy tam garderobę, pralnię i suszarnię w jednym. Bardzo wygodne, tyle, że po płaszcz trzeba zejść na dół i to wejściem z klatki schodowej. Myśleliśmy wprawdzie o schodach z sypialni, ale nawet najmniejsze zabrałyby zbyt dużo miejsca, więc pomysł upadł.

 
W sypialni choć na pierwszym planie jest łóżko, uwagę przyciąga przede wszystkim kominek. I tu - niespodzianka: kominek jest gazowy. - Można było się uprzeć i zrobić prawdziwy, ale zajmowałby zbyt dużo miejsca. W tym są porozkładane drewienka i węgle, które pod wpływem temperatury zaczynają się żarzyć.

Chociaż przy rozplanowaniu pomieszczeń podążali utartą ścieżką, jednak wykończyli je inaczej, niż robili to dotychczas. Oboje są wielbicielami surowych wnętrz, w których króluje cegła. Najlepiej ta wiekowa, uzupełniona wyszperanymi na pchlich targach dziwnymi starociami, które - użytkowane niekoniecznie z pierwotnym przeznaczeniem - zyskują nowe życie. Tutaj jednak miało być jasno, przytulnie, lekko.

Wyrzekli się więc cegły, za to sięgnęli po sztukaterie. Ale to nie znaczy, że całkiem zrezygnowali z upodobań. Są postarzane ściany, ze specjalnie zrobionymi odpryskami, są stare meble, a na podłodze piękne oryginalne deski, które się niespodziewanie objawiły, gdy zerwano zniszczoną klepkę. Przyniesione z targu staroci na Kole mosiężne kinkiety i żyrandole-pająki zapala się, przekręcając staroświeckie porcelanowe kontakty.

- Właśnie te drobiazgi, przełączniki, są tutaj najstarsze - wyjaśnia Ewa. - Nie stanowią kompletu, każdy jest osobnym trofeum z wielu wypraw na Koło. Zbierałam je dużo wcześniej, nie wiedząc, co ostatecznie z nimi zrobię. Już dawno się nauczyłam, że jak się na Kole trafia na coś fajnego, to trzeba kupować, nawet jeśli na razie nie wiadomo po co. Każde takie cudo kiedyś się przyda.

   
W łazience wanna się tu nie zmieściła, jednak  prysznic wystarczy w zupełności. Miejsce na małą łazienkę wygospodarowano, odcinając część wnęki, w której jest kuchnia.   Żeliwna podstawa od starej maszyny, gruba zaolejowana deska, mosiężna misa i zlew gotowy. Nowoczesny kran wygląda tutaj całkiem jak "od kompletu".   Fragment holu został zaś zaanektowany na WC.

Tak właśnie przydała się kunsztownie odlana żeliwna podstawa do maszyny do szycia. Dodano do niej blat z dębowej zaolejowanej deski, na nim umocowano leciwą mosiężną misę, doprowadzono wodę i - powstał zlew. Oryginalny, niepowtarzalny, idealnie pasujący do tutejszej kuchni, która zresztą jest całkiem… nowoczesna, przynajmniej jeśli chodzi o wyposażenie.

Zmywarka, lodówka - wszystko tu jest, tyle że ukryte w szafkach. Solidne dębowe meble, ręcznie malowane i przecierane, tylko udają stare. Zrobiono je na zamówienie, według projektu Ewy. Kryją dodatkową niespodziankę. Gdy wysuniemy wąską szafkę umieszczoną wysoko, obok piekarnika, pojawia się… ekran telewizora. - To bardzo brzydkie urządzenie i warto je schować - mówi Ewa. Trzeba tylko mieć pomysł. Jak na wszystko.