Dorota i Jacek pochodzą z Górnego Śląska. Dorota jest psychologiem, Jacek prowadzi firmę budowlaną. Wcześniej mieszkali w bloku w Tarnowskich Górach i, jak wspominają, żyło im się tam całkiem dobrze. Jednak kiedy na świecie pojawił się ich pierwszy syn Mateusz, zaczęło im brakować miejsca, a czwarte piętro bez windy dało się we znaki. Jacek postanowił zbudować dla rodziny wygodne gniazdko, które miało też być wizytówką jego budowlanych umiejętności.
Najpierw zainwestowali w ziemię na obrzeżach miasta. Decyzję o kupnie podjęli błyskawicznie - w działce porośniętej pięknymi brzozami zakochali się od pierwszego wejrzenia. Cisza, spokój, dużo zieleni, jak na wsi, a ciągle w mieście...
Blat i boki wyspy wykonane są z granitu, frontowe szafki - z lakierowanej na wysoki połysk płyty mdf. W blat wyspy wmontowano zlewozmywak i płytę indukcyjną. |
Z rozpoczęciem budowy specjalnie się nie spieszyli, chcieli dopracować swoje marzenia dotyczące wizji domu i uzbierać fundusze. To było ważne, ponieważ obiecali sobie, że ich pierwszy wspólny dom będzie dokładnie taki, jaki sobie wymarzą. Nie pójdą na żadne kompromisy.
Oboje dobrze czują się w nowoczesnych wnętrzach, śmieją się, że "baroki i rokoki" są nie dla nich. Lubią naturalne materiały i minimalistyczne formy, duże przestrzenie, fabryczne klimaty. W mieszkaniu w bloku mogli sobie pozwolić tylko na pewne elementy lub imitacje przywołujące industrialną atmosferę. Bo przecież trudno na małej przestrzeni stworzyć loft.
Myśląc o nowym domu, postanowili pójść na całość. Obiecali sobie również, że tym razem nie będzie udawania. Zależało im, by projekt domu zlecić komuś, kto myśli niekonwencjonalnie i marzy podobnie jak oni. A przede wszystkim nie boi się odważnych rozwiązań. Spotkanie z architektami Patrycją i Mariuszem było strzałem w dziesiątkę. Od razu okazało się, że nadają na tych samych falach, dlatego Jacek zaproponował: zaprojektujcie dom jak dla siebie. Pełna symbioza - Jacek ucieszył się, że trafił na odpowiednich architektów, a architekci, że trafili na odważnego inwestora, dzięki któremu mogą rozwinąć skrzydła.
Piętrowy dom o powierzchni 250 m² wyróżnia się na tle innych. Kubiczną bryłę podkreśla elewacja z łupku i modrzewiowego drewna. Uwagę przyciąga wysunięta kondygnacja akcentująca wejście do domu. Jest on prosty w formie, a jednak budzi różne emocje. Dorota i Jacek przyznają, że początkowo rodzina i znajomi przyzwyczajeni do tradycyjnej architektury patrzyli na projekt z pewną nieśmiałością i rezerwą. Ba, małe wątpliwości miała również Dorota, która śmieje się, że w pewnym momencie zabrakło jej wyobraźni (której nawet przez moment nie brakowało Jackowi) i przestraszyła się, że zamieszkają w bunkrze. Na szczęście mąż był bardzo konsekwentny w decyzjach i potrafił przekonać ją, że idą dobrą drogą. Dziś Dorota przyznaje, że nie zamieniłaby swojego domu na żaden pałac świata!
Na parterze znajduje się przestronny salon z jadalnią i kuchnią. Dodatkowo jest pokój muzyczny i toaleta oraz pomieszczenia gospodarcze. Na piętrze zaaranżowano trzy sypialnie, garderoby oraz dwie łazienki. Dzięki dużym przeszkleniom na parterze wnętrze o każdej porze roku jest otwarte na ogród. W środku dominuje beton, widać go wszędzie, na suficie, podłodze, ścianach - na parterze praktycznie nie użyto ani grama farby czy tynku. Surowość aranżacji przełamują drewniane meble i nieliczne dodatki, np. lampy czy zasłony w oknach. Prawdziwa fabryczna nonszalancja doprawiona szczyptą elegancji...
Ponieważ przestrzeń na parterze jest imponująca, okazało się, że gospodarze mają problem z doborem mebli odpowiedniej wielkości. Te gotowe, o standardowych rozmiarach, ginęły we wnętrzu. Tu była potrzeba modeli XXL. Dlatego większość na zamówienie wykonał stolarz, część osobiście zbudował Jacek.
Gospodarze starali się, jak mogli, unikać wszelkich imitacji, np. natynkowych włączników Jacek namiętnie szukał w starych piwnicach, a lampy wiszące w strefie jadalni znalazł w dawnej fabryce i sam przerobił. W trakcie budowy okazało się, że powiększy im się rodzina. Dorota i Jacek śmieją się, że tak naprawdę to mały Staś zmobilizował ich do przyspieszenia prac przy wykończeniu domu. Chcieli zdążyć ze wszystkim przed narodzinami synka i przywitać najmłodszego domownika już w nowym miejscu! Tak też się stało...