Joanna Bylicka choć jest absolwentką malarstwa, wolała zająć się designem. W poszukiwaniu niezależności powołała do życia na warszawskim Ursynowie Chillout - sklep z designem. Jego specjalnością są wyroby z ceramiki.
Jak powstawał Chillout?
Kiedy zaczynałam osiem lat temu, nie było jeszcze takich miejsc jak Chillout, czyli sklep z designem. Z kolei do tych, które funkcjonowały, moje rzeczy nie pasowały. Chciałam stworzyć dla nich oddzielną przestrzeń, miejsce gdzie znalazłyby się w swoim świecie, w odpowiedniej aranżacji. Tak powstał Chillout, który jest nie tylko sklepem: projektujemy wnętrza i meble na indywidualne zamówienie, doradzamy i oferujemy przedmioty, które po prostu nam się podobają i chcemy je promować.
W Pani portfolio jest dużo wyrobów ceramicznych. Jak to się stało, że wybór padł przede wszystkim na ten materiał?
Komoda TI - drzwi tworzy barwna ceramiczna mozaika z tysięcy kolorowych pasków. |
Ceramika pojawiła się już na studiach, choć wydaje mi się, że zawsze miałam do niej słabość. Studiowałam malarstwo - było to wykańczającą psychicznie formą obnażania. Z kolei ceramika nie podlegała takim egzystencjalnym rozważaniom. Można było przy niej odetchnąć, choć na początku okazała się niełatwa - pierwsze próby ręcznego lepienia były ciężkim zadaniem. Wlać glinę w formę i kupić gotowe szkliwo to proste, ale ulepić coś z ręki, poznać wszystkie chemiczne zależności, aby samemu stworzyć kolor szkliwa, to już ogromne wyzwanie. Kiedy jednak pokonałam pierwsze trudności, ceramika wciągnęła mnie bez reszty. Była początkiem w tworzeniu rzeczywistych obiektów. Dzisiaj jest jedną z możliwości, narzędziem, ale już nie najważniejszym.
Ceramika pojawia się między innymi w meblach. Komoda TI wydaje się dzięki temu niezwykle misterna, ale też wygląda na pracochłonną.
Nie lubię rzeczy łatwych, co potwierdza właśnie projekt Komody TI. Ogromna liczba ceramicznych paseczków składa się na mozaikę zdobiącą drzwi. Każdy jest oddzielnie cięty, a są bardzo cieniutkie, potem każdy z osobna jest ręcznie szkliwiony, wypalany i wklejany. Nie umiem powiedzieć, ile konkretnie czasu zajmuje wyprodukowanie jednego takiego mebla, ale nie mało.
Dostrzegam w tym projekcie inspiracje Orientem.
Owszem. Zawsze miałam etniczne fascynacje - może z powodu drugiej natury podróżnika. Kocham Afrykę, Indie, arabskie klimaty, zapachy...
Zdecydowana w charakterze jest kolekcja Astralony. Jak powstawała?
Kolekcja powstała po okresie dominacji prostych kształtów i form. Jako pierwsza z serii pojawiła się konsola. Projekt trochę czasu przeleżał. Uważałam go za niekomercyjny i dość absurdalny. Naszkicowany wydawał mi się wręcz abstrakcyjny. Wątpiłam, że ktokolwiek odważy się na posiadanie takiego stwora. Mimo to bardzo chciałam go zrealizować. Wkrótce po konsoli stworzyłam kolejne elementy: lustro, stołki, lampy i wiele innych. Teraz powracam do Astralonów w troszkę innych formach, innej kolorystyce.
Jako pierwsza powstała komoda Astralon, do której następnie doszło lustro i stołek. Teraz kolekcja Astralony liczy znacznie więcej elementów i wciąż się rozrasta. Charakterystyczne "bąble” są ceramiczne. |
Skąd pochodzi nazwa?
Astralon oznacza coś kompletnie innego niż to, co sobie wyobrażałam, słysząc samo słowo. Wydawało mi się, że jest to coś kosmicznego, jakiś rodzaj materii, jak meteor. Okazało się jednak, że to rodzaj… folii. Nazwa jednak pozostała.
Ostatnio obok mebli zajęła się Pani także innymi rzeczami, na przykład poduszkami, które projektuje Pani pod marką Mima Design.
Mima Design - pod tą marką powstają designerskie poduszki projektowane z folkową nutą. Barwne i radosne, stanowią ożywiający akcent w każdym wnętrzu. |
Cały czas odczuwam potrzebę doświadczania. Kolorowe dodatki - w tym poduszki - to zupełnie inna gałąź, inna marka, inny design. Szczerze mówiąc, nigdy bym się nie zabrała za szycie, gdyby nie ciąża, która zamknęła mnie w czterech ścianach. Nie mogłam wówczas szkliwić, a nie chciałam siedzieć bezczynnie. Poduszki już wówczas wzbudziły pozytywne reakcje, ale dopiero teraz postanowiłam wprowadzić je na rynek.
Czy uważa Pani, że Polacy już się otworzyli na design?
Wydaje mi się, że panuje duże zainteresowanie designem, ale jest ono wciąż dość powierzchowne. Polacy boją się eksperymentować sami, wolą zawierzyć opinii ogółu, stąd kult marek - czasami trochę bezrefleksyjny. Ważne jednak, że jest ciekawość i duża chłonność, a to stwarza dobry grunt. My się szybko edukujemy i zaraz przeskoczymy ten etap.
Pani projekty otrzymały wiele nagród. Jaki ma Pani stosunek do tych wyróżnień?
Nagrody Prodeco znaczą ważny etap w moim życiu, kiedy dopiero zaczynałam projektować i nie wierzyłam, że mogę takie nagrody dostać. Poczułam się dzięki nim doceniona. Stanowiły dla mnie swego rodzaju potwierdzenie, że to, co robię, jest wartościowe. Zawsze miałam ambicję projektować meble. Dlatego ogromną satysfakcją była dla mnie wygrana właśnie w kategorii meble, gdzie jest duża konkurencja i startują nie tylko indywidualni projektanci, ale też firmy. Ku mojemu zdziwieniu wygrała konsola Astralon, która miała być nierealnym, niekomercyjnym meblem dla koneserów.
Czy używa Pani projektowanych przez siebie przedmiotów?
Mam w domu swoją ceramikę, wiszą też lampy, ale nie mam swoich mebli. Mój dom jest mocno eklektyczny, nie powstawał jako realizacja jednego, konkretnego projektu, on się nawarstwiał stopniowo. Nie jestem minimalistką, raczej maksymalistką, dlatego w moim domu gromadzę wszelkie bogactwa. Mam zbiór retro krzeseł, każde w innym obiciu, wiele pamiątek z podróży, bardzo dużo zdjęć. Ważną rzeczą, której poświęciłam dużo energii, jest rokokowa serwantka - przepiękna, czerwona. Kolor to mój wkład więc w sumie jestem jej współautorem...
Rozmawiała: Anna Oporska