O tym, jakie ubrania nosiła Audrey Hepburn jako Holly Golightly w filmie "Śniadanie u Tiffany'ego", napisano już chyba wszystko. O tym jak wyglądało jej mieszkanie - prawie nic. Tymczasem jest to przestrzeń, którą dziś śmiało możemy nazwać awangardową.
Po premierze "Śniadania u Tiffany'ego" w październiku 1961 roku, New York Times opisał film jako "całkowicie niewiarygodny, ale całkowicie wciągający". W dużej mierze była to zasługa Audrey Hepburn. Wszyscy pamiętamy, jak w słynnej scenie, o piątej nad ranem spacerowała przed witryną nowojorskiego jubilera, w szykownej sukni od Givenchy.
Śniadania u Tiffany'ego to nie jedyna ekstrawagancja, na jaką pozwalała sobie grana przez Hepburn Holly Golightly. Bohaterka nie wstawała przed południem, mleko piła z kryształowych kieliszków do szampana, a w lodówce trzymała baletki. Choć nie posiadała żadnego jawnego źródła utrzymania, mieszkała w snobistycznej dzielnicy Manhattanu na Upper East Side, a dokładnie w 4-piętrowej eleganckiej kamienicy przy 71. ulicy.
Tam panna Golightly miała swoją garsonierę. Było to miejsce na równi frapujące, co jego lokatorka. Mimo, że zajmowała je od przeszło roku, wyglądało jakby dopiero co się do niego wprowadziła. Rolę mebli pełniły walizki i nierozpakowane skrzynie, a całość pełna była rozmaitych kuriozów. Właśnie te nieoczekiwane przedmioty budowały całe wnętrze. Były to rzeczy z odzysku, czy ujmując we współczesne kategorie, z recyklingu, które nadawały całości artystyczny sznyt.
Najważniejszym pomieszczeniem był jasny przestronny salon z aneksem kuchennym, wydzielonym ażurową ścianką z filigranowym wzorem. Kuchnia posiadała typowe dla epoki sprzęty o zaokrąglonych liniach. Ściany, szafki i urządzenia kuchenne były jednolicie białe, tworząc tło dla ekstrawaganckich dodatków. Wśród nich wyróżniała się przecięta na pół wanna, osadzona na mosiężnych, ozdobnych nogach, wyściełana fioletowymi i amarantowymi poduszkami. Ustawiona na środku pokoju pełniła rolę sofy.
Jako komody służyły walizki porozstawiane przy ścianach - w jednej z nich krył się czarny telefon z rotacyjną tarczą, schowany tam "żeby nie hałasował". Z tradycyjnie pojmowanych mebli jako jedyny można wymienić prosty regał, stojący przy drzwiach wejściowych, na którym Holly trzymała kilka przypadkowych książek. Ponadto warto odnotować wysokie lustro w złotej ramie, dywan ze skóry zebry oraz ogromną jak pałac klatkę dla ptaków, przypominającą meczet.
Najbardziej nieoczekiwaną rzeczą jaka pojawia się w salonie jest duży wiatrowskaz, stojący przy drzwiach, którego pochodzenie do końca pozostaje niewyjaśnione. Artystyczną duszę Holly podkreśla sztaluga czająca się w rogu pokoju, którą widzimy przelotnie w jednej ze scen. Znajduje się na niej - co znamienne - nieukończone płótno.
W podobnym tonie pozostaje utrzymana sypialnia z przylegającą łazienką. Jest tam jeszcze mniej mebli i sprzętów niż w salonie. Poza łóżkiem widzimy jedynie potrójne lustro w dekorowanej ramie, ustawione na drewnianej skrzyni, które razem służą za toaletkę. Do tego suszarka hełmowa, taka jak w salonach fryzjerskich oraz kolorowa piniata, czyli meksykańska zabawka. Choć piniata pasuje do ogólnego zamętu, to nic nie tłumaczy jej obecności. Jedynie z powieści Trumana Capote, na podstawie której film został zrealizowany, wiemy, że obiekt ten symbolizował marzenia Holly o zakupie rancza w Meksyku.
W wyglądzie całego mieszkania jest pewna nonszalancja, a także wyraźna odmowa ustatkowania się przez jego właścicielkę. Lokatorka w żaden sposób nie stara się udomowić przestrzeni, którą zamieszkuje.
- Gdybym znalazła takie miejsce, w którym bym się czuła jak u Tiffany'ego, to kupiłabym wreszcie jakieś meble i dała kotu imię - zdradza w pewnym momencie Holly.
W toku akcji bohaterka spełniła tą zapowiedź. Gdy zaczęła sobie układać życie z brazylijskim dyplomatą, jej mieszkanie uległo transformacji. W salonie pojawiły się fotel bujany, stół nakryty obrusem, a nad nim witrażowy żyrandol. Wanna-sofa zmieniła przeznaczenie i służyła jako kwietnik na rośliny doniczkowe, w zamian pojawiała się typowa kanapa, choć o nietypowych dekoracjach. Z kolei ściany zdobiły kolorowe plakaty oraz potężna głowa byka.
Nawet po przemianie, mieszkanie Holly Golightly wciąż pozostawało dalekie od typowości. Zespół scenografów w składzie: Hal Pereira, Ray Moyer, Roland Anderson i Sam Comer, chciał tym samym stworzyć wizualny ekwiwalent barwnej osobowości głównej bohaterki. I udało im się to znakomicie. Mieszkanie pozostaje niepowtarzalne, enigmatyczne, a w sposobie łączenia stylów i dodatków - nowatorskie. Wysiłki całego zespołu docenili członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej, którzy przyznali filmowi nominację do Oscara w kategorii Najlepsza scenografia w filmie kolorowym.
tekst: Anna Oporska
zdjęcia: Paramount Pictures Archives, serwisy prasowe firm