Podobno kolekcjonowanie związane jest z określoną właściwością mózgu. U jednych przeradza się w zbieractwo, inni potrafią tę potrzebę ukierunkować i tworzyć spójne, wartościowe zbiory. Stanisław Strelnik zdecydowanie poszedł w stronę wartości i spójności.

Czy od dawna odczuwał Pan potrzebę kolekcjonowania i co zwróciło Pańską uwagę na ceramikę lat 50. i 60.?

Stanisław Strelnik: Impulsem był prezent od żony pod choinkę, porcelanowa figurka kota. Jego forma była tak ciekawa, że zapragnęliśmy kupić jeszcze kilka w podobnej stylistyce. I tak zaraz pojawił się "Lis", a potem następna figurka i następna...

Zanim się obejrzeliśmy, staliśmy się posiadaczami małego zbioru, który "niepostrzeżenie" z czasem się powiększał. Zaintrygowani ich ciekawą rzeźbiarską formą zaczęliśmy się interesować historią przedmiotów, tak zrodziła się fascynacja polskim designem tamtych lat. Sześć lat temu, kiedy ta przygoda się zaczęła, niewiele było publikacji na ten temat.

Rozpoczęliśmy żmudne poszukiwania informacji. I tak trafiliśmy do materiałów zgromadzonych w warszawskim Instytucie Wzornictwa Przemysłowego, Muzeum Narodowym, wertowaliśmy również starą prasę, szukając artykułów bądź wzmianek na temat ceramiki użytkowej okresu Peerelu. Wspomnę tutaj również o cennych informacjach otrzymanych od kolekcjonerów. Jest to małe grono osób, które doskonale się zna i chętnie dzieli wiadomościami.

Ostatnio pojawia się coraz więcej artykułów w prasie, wystawom towarzyszą liczne wydarzenia związane z tematyką polskiego designu lat 50. i 60. Czy jest to dla Pana okazja do poszerzenia wiedzy na temat kolekcji, obiektów, które ma?

"Kobieta Siedząca" w pięciu odsłonach - Henryk Jędrasiak

"Kobieta Siedząca" w pięciu odsłonach (Henryk Jędrasiak, 1958, Chodzież i Ćmielów).

Niestety jestem trochę rozczarowany, ponieważ wciąż powtarzane są te same informacje, które dla osoby interesującej się tematem są oczywiste. Historycy sztuki nie pogłębiają tematu, nie prowadzą bardziej szczegółowych badań.

Stale ukazują się dobrze znane wiadomości związane z działalnością pracowni Zakładu Ceramiki i Szkła Instytutu Wzornictwa Przemysłowego oraz kilku artystów z Instytutem współpracujących, Henryka Jędrasiaka, Hanny Orthwein, Lubomira Tomaszewskiego i Mieczysława Naruszewicza.

Brakuje pogłębionej analizy, katalogu wzorów wszystkich figurek, ich dokładnej liczby. Nikt tak naprawdę się ich chyba nie doliczył, a relatywnie historia nie jest w końcu tak długa.

Barbara Banaś w katalogu tegorocznej wrocławskiej wystawy "Polski New Look. Ceramika użytkowa lat 50. i 60." wymienia liczbę 130 modeli, które powstały w IWP, mówi też o braku pełnej dokumentacji, która utrudnia ustalenie autorstwa.

Jeśli chodzi o dokładną liczbę, zależy ona od tego, jak będziemy liczyć wzory. Zdarzało się, że figurki były robione w kilku rozmiarach, pojawia się wtedy pytanie, czy liczyć model jako jeden czy kilka.

Zdobycie małego porcelanowego "Konika" z Ćmielowa lub Chodzieży nie jest trudne, wyzwaniem jest posiąść jego dużą formę. Uważam, że krzywdzące jest skupianie się tylko na wzorach z IWP. A co z modelami autorów pracujących w zakładach przyfabrycznych? Niejednokrotnie nie odbiegają one klasą od tych instytutowych. Jest to znaczne zawężenie badań. Projektanci IWP tworzyli fantastyczne formy, ale i im zdarzały się czasem mniej udane.

Byłoby dobrze, gdyby opracowano katalog wszystkich porcelanowych figurek wraz z ich dokładnym opisem, nazwiskiem autora, wzorami klasycznych malatur charakterystycznych dla konkretnych modeli, danymi dotyczącymi przybliżonej ilości wyprodukowanych sztuk. Ciekawa byłaby analiza, które wzory były popularne, dostępne na rynku przez wiele lat, a jakie unikatowe, produkowane w krótkich seriach. Nie warto wymieniać wciąż tych samych projektantów i po raz kolejny reprodukować rzeźbiarskiej formy siedzącej kobiety w czerwonej malaturze. Zamiast ładnych, ale tych samych zdjęć należałoby publikować bardziej pogłębione informacje wnoszące nową wiedzę do tematu. A wiele jeszcze pozostało do wyjaśnienia.

Może właśnie te niewiadome są tak inspirujące i skłaniające kolekcjonerów do poszukiwań?

Konik - Zdana Kosicka, Chodzież
"Konik" (Zdana Kosicka, 1953, Chodzież) - trzy rozmiary.

Na pewno jest to czynnik mobilizujący. Wciąż trzeba śledzić i być na bieżąco z tym, co pojawia się na rynku.

Codziennie sprawdzam oferty internetowe. Ważne jest, aby wiedzieć, która porcelanowa figurka pojawiła się w sprzedaży np. uszkodzona. Zdarzało się, że po jakimś czasie ten sam egzemplarz został wystawiony na sprzedaż w stanie idealnym. Oznacza to, że ktoś poddał ją renowacji, uzupełnił brakujące elementy i nie zamierza tego ujawniać.

Dla kolekcjonera niezwykle istotny jest stan zachowania przedmiotu, widzimy każdą milimetrową skazę. Porcelanowe figurki posiadają wiele wystających elementów, które łatwo ukruszyć, np. rzadko można spotkać piękną figurkę "Czapli" bez uszkodzonego dzioba. Większość eksponatów dociera do nas pocztą, czasami sam się dziwię, że dochodzą w idealnym stanie. Sprzedawcy dbają o staranne zabezpieczenie w czasie transportu, jednak często figurki przybywają zza oceanu, a wtedy są rozpakowywane na cle. Zawsze z niecierpliwością i niepokojem oczekuję takiej przesyłki

Zdarzyło się Panu osobiście pokonać drogę, aby mieć pewność, że figurce nic się nie stanie?

Kiedy uda się upolować dawno poszukiwany wzór, dla pewności wsiadam w samochód i jadę, aby odebrać przedmiot osobiście. Jest to związane nie tylko z troską o jego bezpieczeństwo, ale również z obawą, że sprzedawca, skuszony innymi intratnymi ofertami, zdecyduje się na zmianę adresu przesyłki. Zdarzały się i takie przypadki, które później kończyły się w sądzie.

Odbyłem również podróż do Londynu i to nie tylko dlatego, że wystawiony tam obiekt był wyjątkową okazją. Na aukcji wymagana była osobista obecność, bez możliwości licytacji przez przedstawiciela. Często kupuję polskie porcelanowe figurki z lat 50. i 60. za granicą. Były one wówczas eksportowane przez przedsiębiorstwo Minex, przeznaczone na rynek zachodni odznaczały się starannym wykonaniem.

Na zachodzie ludzie bardzo dbają o takie rzeczy, dlatego teraz są one w doskonałym stanie. Poszukiwania poza Polską owocują też ciekawymi odkryciami. Są bowiem rzeźby zagranicznych twórców wzorowane się na ceramicznych figurkach naszych autorów. Świetne prace polskich projektantów inspirowały w drugiej połowie XX w. artystów amerykańskich i japońskich. Rzeźby kupione jako autorskie prace do złudzenia przypominają figurki z IWP. Zapożyczenia i inspiracje widoczne są na pierwszy rzut oka. To kolejny problem wart bardziej szczegółowej analizy.

Trzy wazony - Ćmielów   Kobieta Egzotyczna, Panna z Gitarą, Indyk - figurki porcelanowe   Sudanka, Byk, Żyrafa, Kobieta Siedząca - figurki porcelanowe
Trzy wazony: "Bożena" (autor nieznany, Ćmielów), "Kręgiel" (Zofia Przybyszewska, 1959, Ćmielów) i "Trójdzielny" (autor nieznany, Ćmielów).   "Kobieta Egzotyczna"
(Paweł Karasek lub Lubomir Tomaszewski, 1961, Chodzież), "Panna z Gitarą" (Paweł Karasek, Bogucice)
i "Indyk" (prawdopodobnie Paweł Karasek, Bogucice).
  "Sudanka"(Henryk Jędrasiak, 1958, Ćmielów), "Byk" (Wincenty Potacki, 1962, Ćmielów), "Żyrafa" (Hanna Orthwein, 1960, Ćmielów) i "Kobieta Siedząca" (Henryk Jędrasiak, 1958, Chodzież).

 

Zapewne oprócz form inspirowanych popularnymi figurkami spotkać można wiele kopii czy podróbek.

To dwa osobne zjawiska. Fabryka Porcelany AS Ćmielów reklamuje ostatnio ofertę figurek wykonanych na wzór tych z przełomu lat 50. i 60. Klasyczne wzory ponownie trafiły do produkcji, lecz, moim zdaniem, nie mają one uroku swoich pierwowzorów. Inną grupę stanowią podróbki, niestety wraz ze wzrostem zainteresowania ceramiką użytkową minionej epoki bardzo wzrosła ich liczba. Tych szczególnie powinni się wystrzegać początkujący kolekcjonerzy.

Nieraz są one trudne do odróżnienia, wykonane z wielką dbałością o szczegóły, mają numery i pieczątkę wytwórni. Oferowane są zazwyczaj jako wyjątkowe i niepowtarzalne okazje. Ja również, kiedy zaczynałem tworzyć kolekcję, padłem ofiarą oszustwa. W środowisku jednak takie informacje szybko się rozchodzą.

Sowa Hanna Orthwein - Karolina   Nosorożec, Henryk Jędrasiak - Tułowice   Kruk Zbrojny, Lubomir Tomaszewski - Karolina
"Sowa" (Hanna Orthwein, 1958, Karolina) i "inspiracja", prawdopodobnie z amerykańskiej wytwórni Roselane Pottery.   "Nosorożec" (Henryk Jędrasiak, 1960, Tułowice).   "Kruk Zbrojny" (Lubomir Tomaszewski, 1958, Karolina).

Czy mógłby Pan podpowiedzieć, na co zwracać uwagę przy kupnie?

Nie ma gotowej recepty na rozpoznanie podróbki. Trzeba zwracać uwagę na staranność wykonania, kolor porcelany, dekorację malarską, wady wypału, sygnaturę, szkliwo, kształt otworu, który znajduje się na spodzie i przede wszystkim wiedzieć, u kogo się kupuje. Jest parę osób, u których nie dostatnie się oryginału. Potrzebne jest rozeznanie, które zdobywa się poprzez wieloletnie doświadczenie.

Chciałbym jednak zwrócić uwagę na inne zjawisko, które zaobserwowałem wśród początkujących kolekcjonerów. Panuje błędne przekonanie, że największą wartość mają figurki z Ćmielowa i Chodzieży. Nie jest to prawdą. Fabryk produkujących porcelanowe figurki było kilka, np. w Tułowicach.

Jest to niedoceniana wytwórnia, z której wyszło sześć oryginalnych wzorów, nigdzie indziej nie produkowanych. Trzeba wiedzieć, że projekty z IWP trafiały do różnych fabryk porcelany, tak więc dany wzór wychodził z różnych ośrodków: Wałbrzycha, Chodzieży, Jaworzyny Śląskiej, Bogucic, Ćmielowa czy wspomnianych Tułowic.

W ostatnich latach produkcji, prawie wszystkie modele zostały przekazane do Ćmielowa i tam wytwarzane. Wszystkie z wyjątkiem tych z Tułowic - "Nosorożca", "Jeża", czy "Dudka", dlatego są one unikatowe.

Warto wspomnieć również o wyrobach z Pruszkowa, Włocławka, Mirostowic. Można kolekcjonować także inne przedmioty ceramiki użytkowej, np. serwisy, wazony, patery, popielniczki, zestawy na papierosy. Wszystkie posiadają piękną rzeźbiarską formę. Kolekcjonuję przede wszystkim rzeźbę kameralną ze względu na skończoną ilość wzorów.

   
"Jeż" (Hanna Orthwein, 1958, Tułowice).   "Dziki Kot" (Mieczysław Naruszewicz, 1958, Ćmielów) oraz "inspiracja", prawdopodobnie stworzona w Japonii   "Mamut" (Lubomir Tomaszewski, 1959, Ćmielów).

Czy ma Pan tylko pojedyncze egzemplarze, czy też instynkt kolekcjonera nie pozwala przejść obojętnie, jeśli zdarzy się okazja do zakupienia kolejnej takiej samej figurki?

Mam po kilka wersji tego samego wzoru, jednak różnią się one malaturą czy miejscem produkcji. Udało się ustalić, które z dekoracji malarskich zostały zatwierdzone do produkcji we wzorcowni i te warto mieć w swojej kolekcji. Jednak wiele jest eksperymentów, owoców inwencji i wyobraźni lokalnych twórców. Takie egzemplarze też kupuję, uważam, że są one ciekawym przykładem ewolucji pierwotnych projektów.

Zapewne znajomi i rodzina nie mają problemu z doborem prezentu dla Pana...

Nic bardziej mylnego. Po pierwsze w przeciągu krótkiego czasu ceny tych przedmiotów bardzo wzrosły, tak więc teraz jest to już spory wydatek. Po drugie śledząc rynek, wiem, co i kiedy pojawiło się w ofercie. Jeśli figurka mnie zainteresuje, zapewne ubiegnę potencjalnego nabywcę. Wędrówka po antykwariatach też mogłaby nie zdać egzaminu, ponieważ w wielu miejscach zostawiłem już swoją wizytówkę - tak więc byłoby bardzo trudno mnie zaskoczyć.

Skoro kolekcjonowanie to właściwość mózgu, zawsze będzie Pan czuł tę potrzebę. A liczba wzorów porcelanowych figurek jest ograniczona. Na czym zatem skupi Pan swoją uwagę, gdy zamknie kolekcję?

Czasem myślę: jeszcze kilkadziesiąt figurek, tych najrzadszych i koniec. Ale to złudzenie, bo na zebranie wszystkiego, co uczyniłoby moją kolekcję kompletną, o ile to w ogóle możliwe, potrzebuję bardzo wielu lat. Koniec rysuje się więc jako coś mitycznego i jego osiągnięcie pewnie jest niemożliwe.