Magda i Stach uparli się na mieszkanie w starej kamienicy. Chcieli zaadaptować cudne, zabytkowe poddasze w samym centrum Katowic, ale po dwóch latach starań o pozwolenie, poddali się.
- To była droga przez mękę, a my nie mieliśmy zamiaru zbawiać świata, tylko zamieszkać w przytulnym miejscu z fajnym klimatem - wspomina Magda. Postanowili poszukać innych propozycji i już po dwóch tygodniach znaleźli nieopodal piękne, jasne mieszkanie w kamienicy z 1930 roku.
Najbardziej zachwyciły ich wielkie, stare skrzynkowe okna. Musieli je niestety wymienić na nowe, ale oczywiście zamówili dokładnie takie same. Za to drzwi udało się odnowić. I zachować parkiet - klepka po wycyklinowaniu okazała się w doskonałym stanie. Magda wymarzyła sobie, żeby była biała. Takich pomysłów w tym mieszkaniu jest więcej...
- Niestety osoby zajmujące się parkietem to zazwyczaj mężczyźni i to pragmatyczni - mówi Magda. - Wszyscy, których odwiedziłam, pukali się w czoło i odmawiali zrobienia białej podłogi twierdząc, że to będzie niepraktyczne. Ale Magda nie dała zbić się z tropu. - Skoro pełno takich podłóg we francuskich i skandynawskich pismach wnętrzarskich, to znaczy, że nie żądam gwiazdki z nieba. Kupiłam białą farbę do jachtów i sama pomalowałam całą klepkę w mieszkaniu. Pomysł nie tylko nie jest niepraktyczny, ale wręcz przeciwnie - na jasnej podłodze w ogóle nie widać kurzu!
Co innego w kuchni - tu pod terakotą (typu łososiowy melanż) i warstwą płyt wiórowych nowi właściciele odkryli piękne deski. Trzeba je codziennie myć, a raz w tygodniu szorować szczotką ryżową, żeby ładnie wyglądały.
- Nic nie szkodzi - twierdzi Magda - i tak warto było je zachować. Klimat kuchni podkreśla także ceglana ściana. Po skuciu tynku okazało się, że stare cegły są bardzo nierówne i poobtłukiwane. - Pewnego dnia Stach wyjechał na weekend pochodzić po górach, a ja rozmieszałam zaprawę i zaczęłam murować tę ścianę. Gołymi rękami, bo nie miałam pojęcia, że zaprawa jest żrąca. Okazało się, że na murarza się nie nadaję, ale lubię kończyć to, co zaczynam, więc, choć trochę krzywo i niedokładnie ściana została wymurowana i pomalowana na biało "już" po dwóch miesiącach.
Potem niestrudzona Magda zabrała się za dekoracje. Kupiła rolkę papieru do rysowania i piórkiem narysowała długi rząd kamieniczek. Powstało miasteczko z jej wyobraźni: są elewacje renesansowe obok secesyjnych, domy, które widziała w Odessie obok tych ze Słowenii i Włoch, jest front kamienicy z naprzeciwka (niedawno zburzonej), a nawet dom inspirowany wzorem ze starej szafy.
- Siedziałam na podłodze z moją córeczką Martą w brzuchu i rysowałam tak, jak rozwijała mi się rolka, coraz dalej i dalej, coraz szybciej i sprawniej. Swoje dzieło umieściła za szklanym panelem nad kuchennymi szafkami. I jest teraz tak, jak Magda lubi najbardziej - niepowtarzalnie!
Pomiędzy dwoma pokojami dziennymi jest przejście zamykane pięknymi starymi drzwiami, które idealnie tu pasują. Od trzydziestu lat tkwiły i kurzyły się w zaprzyjaźnionym zakładzie zajmującym się odnawianiem mebli. Kiedy wreszcie miały wylądować na śmietniku, znalazła je Magda - zupełnie jakby czekały właśnie na nią i jej pomysły. Wymarzyła sobie, żeby nie były umocowane zwyczajnie na zawiasach, ale rozsuwane. Tu z pomocą przyszedł tata Magdy, który prowadzi firmę specjalizującą się w konstrukcjach stalowych. Wymyślił i zrobił specjalny system bloczków i suwnic ze stali, który działa doskonale, a przy tym interesująco wygląda - taki industrialny element w delikatnym wnętrzu pełnym staroci.
Do starych mebli Magda ma słabość. Stół, krzesła i mały stolik (w kuchni) pokryty fornirem z gruszy odziedziczyła po babci. Szafę w sypialni i dwie bieliźniarki (w salonie i kuchni) kupiła na Allegro i pomalowała na biało. Sofy z IKEA także nie uciekły przed pędzlem Magdy. Gdy je kupiła, ramy były ciemnobrązowe, więc je przemalowała na biało.
- Cały proces trwał dosyć długo, bo farba słabo kryła ciemny kolor drewna - chyba ponad miesiąc nie mieliśmy na czym siedzieć i żyliśmy pośród porozkładanych wszędzie gazet i niezbyt przyjemnego zapachu farby - wspomina Magda - ale na szczęście Stach jest osobą bardzo cierpliwą i dobrze znosi mój upór. Opłacało się pocierpieć, bo sofy wyszły doskonale. Cudownie się tu odpoczywa w cieniu gigantycznego fikusa benjamina. Na głównej ścianie zamiast telewizora, którego Magda i Stach w ogóle nie mają, bo nie jest im do niczego potrzebny, powiesili obraz znajomej malarki Kingi Belli.
W maleńkiej łazience też nie brakuje oryginalnych rozwiązań. Z płytek w różnych odcieniach bieli i różnej grubości (po kilka z końcówek serii) Magda ułożyła mozaikę. Do tego dołożyła umywalkę wspartą na żeliwnych nogach od maszyny do szycia.
W wąskim i nieco za wysokim korytarzu zawisło mnóstwo papierowych kul. Wyglądają świetnie. I pomyśleć, że gdyby sufit był w sam raz, nigdy by się tu nie pojawiły. - Wad, błędów lub choćby niedociągnięć czasem trudno się pozbyć, ale nie zawsze warto wypowiadać im wojnę, znacznie lepiej uczynić z nich atut - twierdzi projektantka.
Wszystkie detale są naprawdę przemyślane i ciekawe, ale bez przesadnych udziwnień. Magda nie lubi, gdy lampa wygląda jak krzesło, fotel jak wielki liść, a talerz przypomina kosmiczny spodek. Trochę tradycji, odrobina nowoczesnej prostoty i odwaga w ich łączeniu - to recepta na mieszkanie z pomysłem. Ale przede wszystkim konsekwencja w dążeniu do celu, a wszystko musi się udać.