Miasteczko Wilanów. Nowoczesne osiedle na obrzeżach Warszawy. Czteropiętrowe budynki nie przytłaczają masą betonu, dookoła spokój. Jest wytyczona sieć ścieżek rowerowych, Orlik z ogólnodostępnym placem dla dzieci, w budowie przedszkole i szkoła. Do pałacu i parku wilanowskiego rzut beretem, a i do Powsina z Parkiem Kultury i ogrodem botanicznym niedaleko. Kiedyś będzie tu wymarzone miejsce dla rodzin z dziećmi, uznali Ola i Kuba, gdy zaczęli się rozglądać za nowym mieszkaniem. Większym - bo ich synek Mateusz miał już prawie dwa lata, a w planach mieli następne dziecko - ale też koniecznie w okolicy przyjaznej dla dzieci.
- Trafiliśmy tu, gdy dookoła trwała budowa - opowiadają. - W momencie kupna mogliśmy obejrzeć tylko makietę budynku, ale optymistycznie założyliśmy, że wszystkie nasze oczekiwania się spełnią. Życie pokazało, że optymizm się opłacił! Mieszkamy w świetnym miejscu, ładnym i bezpiecznym, mamy wymarzonych sąsiadów, a nasi chłopcy - bo jest ich już dwóch, od roku Mateusz ma młodszego brata Michała - na pewno nie będą narzekać na brak towarzystwa rówieśników.
Rozkład wybranego mieszkania wymagał zmian. Na szczęście, choć budowa budynku już się rozpoczęła, można je było przeprowadzić jeszcze na etapie planów. Kiedy więc odbierali lokal w stanie surowym, ściany stały we właściwym miejscu.
- I całe szczęście, bo inaczej byłaby tu prawdziwa rewolucja! - śmieje się Kuba. Oboje z Olą postanowili bowiem, że jedną z dwóch planowanych łazienek, o powierzchni 6,5 m², zamienią na niespełna trzymetrową, ale urządzoną w miejscu, gdzie miała być garderoba. - Takie rozwiązanie pozwoliło na powiększenie salonu aż o jedną trzecią - wyjaśniają. - A brak garderoby nie boli. Mamy dużo szaf, wykorzystaliśmy na nie każde zagłębienie w ścianie - dodaje Kuba.
W chwili, gdy z kluczami w ręku stanęli w progu surowego jeszcze mieszkania, mieli już jego ogólną wizję. - Oglądając pisma wnętrzarskie, odnosiliśmy wrażenie, że najwięcej w nich stylu glamour. A my chcieliśmy inaczej. Żadnych ozdób, kryształowych żyrandoli, czy giętych nóżek. Miało być maksymalnie prosto, trochę industrialnie - opowiada Kuba.
- Powstało tylko pytanie, jak to zrealizować? Pomógł architekt, Adam Bronikowski z HOLA Design. Już pierwszy projekt, który nam przedstawił, okazał się trafiony. Taki jak chcieliśmy: soft loft. Właściwie pozostawało tylko zdecydować się na kolorystykę i dopracować szczegóły. Chociaż trzeba przyznać, że bez kłopotów się nie obyło.
Największym - i chyba jedynym - problemem okazała się duża łazienka. Miała być funkcjonalna i pasować do utrzymanego w ascetycznej prostocie mieszkania, ale jednak bardzo kobieca. Bo z góry zakładali, że to będzie łazienka Oli. - Po pierwsze powstało pytanie: kabina prysznicowa czy wanna. Ja głosowałem za tym drugim, ale Ola się uparła: bez wanny ani rusz. I postawiła na swoim - wspomina Kuba.
- Wszystko, na co mogłem liczyć - śmieje się - to deszczownica nad tą wanną. No, ale tu decyzja zapadła szybko. Za to rozstrzygnięcie kwestii, jak wykończyć ścianę nad wanną, zabrało sporo czasu. Gdy już wybraliśmy Dziewczynkę z balonikiem, kopię muralu Banksy'ego, powstał problem, jak ją zainstalować. Przyklejenie grafiki pod szkłem odpadało - nie było sposobu, żeby wnieść do łazienki tak wielką taflę. Ostatecznie zamiast szkła zastosowaliśmy vivak, przezroczystą płytę z tworzywa sztucznego. Dała się zwinąć w rulon, który bez kłopotu zmieścił się w drzwiach.
Gospodarze z góry zakładali, ze urządzenie mieszkania nie będzie standardowe, nic więc dziwnego, że wszystkie szafy i większość mebli zaprojektował tu architekt. Dziełem pana Adama jest także niezwykła konstrukcja, na której zawisł żyrandol w salonie. Umieszczone na suficie długie czarne ramię stało się prawdziwym znakiem rozpoznawczym wnętrza.
- A jednak mieliśmy sporo wątpliwości, gdy zobaczyliśmy ten projekt - wspomina Kuba. - Loft loftem, myśleliśmy, ale niemal trzymetrowa metalowa rama na suficie? Czy to nie zbyt wielka ekstrawagancja? Ryzyko się opłaciło. Ba, efekt nas zachwycił! Rama nie tylko świetnie wygląda, ale jest przy tym praktyczna. Jej tajemnica tkwi w tym, że jest ruchoma. Można ją obracać i przesuwać żyrandol w tę część salonu, którą akurat chcemy lepiej oświetlić. No i całość idealnie się wpisuje w styl, o który nam chodziło.
Jednoznacznie industrialny styl wnętrza udało się nadać także sypialni. Tu na pierwszy plan wysuwa się łóżko - wygodny materac ułożony na paletach. Dla gospodarza, który sam je zaprojektował, to prawdziwy powód do dumy. - Zauważyłem podobne, przeglądając zdjęcia wnętrz loftowych - opowiada - a potem zrobiłem projekt. Rozrysowałem całość co do deski. To są dokładne repliki palet, mają nawet wypalone symbole, które stosuje się w transporcie!
- Pełen sukces - tak Ola i Kuba oceniają swoje mieszkanie. - Od strony funkcjonalnej wszystko gra, a i wykonaniu nic nie można zarzucić. Chociaż całkiem łatwo nie było - dodaje Kuba. - Zwłaszcza w momencie, gdy fachowiec od prac tynkarsko-malarskich zabrał swój sprzęt i... zniknął. Kończyłem więc jego robotę sam. Ale przynajmniej - śmieje się - mam dodatkowy powód do satysfakcji. I prawdę mówiąc, nie jedyny. Kiedy się okazało, że lista niezbędnych rzeczy, którą przedstawił nam architekt, niemal o połowę przekracza założoną sumę, zacząłem szukać możliwości kupienia wszystkiego taniej. Do maksimum wykorzystałem Internet i udało się zmieścić w budżecie. I to bez kompromisów!