Jola i Grzegorz długo mieszkali w centrum jednego z dużych miast na Śląsku, niedaleko parku. Dzieci - syn i córka - rosły i nagle okazało się, że w niewielkiej "szeregówce" jest trochę za ciasno. Uznali więc, że pora na zmiany. Joli marzył się domek z ogródkiem, ale mąż nie wyobrażał sobie zamieszkania poza miastem. Kompromis oczywiście wchodził w grę, jednak znalezienie domu, który odpowiadałby obojgu, okazało się nie takie proste...
Podczas weekendowych spacerów do parku Jola mijała nowo powstającą inwestycję - nowoczesne lofty tworzone na bazie dawnych obiektów koszarowych. Budynki rzucały się w oczy, ale wydawały się nieefektowne, małe...
- Kto to kupi?! - myślała. - Kto będzie chciał w czymś takim mieszkać? Czas mijał, a poszukiwania wymarzonego domu spełzały na niczym. Grzegorz zaproponował, by obejrzeli lofty. - Podobno wnętrza są całkiem ciekawe - zachęcał. Jola nie była przekonana. Kiedy jednak w końcu znalazła się w środku, czekało ją miłe zaskoczenie - wysokie i obszerne pomieszczenia wyglądały imponująco...
- Albo bierzemy ten dom, albo zostajemy w starym! - rzucił zachwycony Grzegorz. Okazało się, że wnętrze spełnia wszystkie wyznaczone przez nich warunki: ogromna przestrzeń na dole, z miejscem na gabinet i garderobę, trzy przytulne wnętrza na górze, w sam raz na małżeńską sypialnię i pokoje dzieci. No i jest ogródek! A wszystko tylko ulicę dalej od dotychczasowego domu! - Lepiej być nie mogło! Musiałam to przyznać - śmieje się Jola.
Ich poprzednie mieszkania były bardzo nowoczesne - taki styl preferował Grzegorz. - Teraz moja kolej - zdecydowała Jola. - Bardzo mi zależało, by wprowadzić w to industrialne z założenia wnętrze mój ulubiony styl glamour i przełamać chłodną nowoczesność - opowiada. - Nie było łatwo, ale okazało się, że wiele rzeczy da się pogodzić. Pomogli architekci z pracowni MODERO, których wyszukał Grzegorz: Adam Kołodziej, Piotr Soworka i Tomasz Miler.
- Myślą przewodnią było stworzenie wnętrz o wyraźnym podziale funkcjonalnym, podkreślonym zarówno kolorem, detalem, jak i rozwiązaniami meblowymi - mówią projektanci. - Koncepcja zakładała połączenie elementów z pogranicza projektów loftowych i stylu glamour, co miało nadać wnętrzom wyjątkowy charakter.
W efekcie stykają się tutaj surowe materiały: szkło, beton, tynki z luksusowym wyposażeniem oraz ornamentalną grafiką fioletowej tapety, która łagodzi fabryczny, z natury zimny klimat, dodając wnętrzu przytulności i niejako je "oswajając". Wzór z tapety został powtórzony na piaskowanych taflach szkła umieszczonych na ścianie, co jeszcze bardziej potęguje wrażenie ciepła.
Joli zależało na wprowadzeniu stylizowanych mebli, koniecznie w srebrnym kolorze - chodziło o glamour w najczystszej postaci. Tym sposobem we wnętrzu pojawiła się srebrna "barokowa" witryna i takaż komódka. Umieszczone obok prostych stalowych schodów, kontrastują z nimi i jednocześnie znakomicie je uzupełniają.
W otwartej części jadalnianej zagościł duży, stylizowany, biały stół z krzesłami. Tuż obok stanął ulubiony mebel pani domu - biała komoda i lustro w ozdobnej ramie, o którym zawsze marzyła. Do tego fiolet - "jej" kolor. Był obecny w każdym z poprzednich mieszkań, a tutaj od początku odgrywał istotną rolę. Najpierw wybrano fioletową tapetę, całą resztę kolorów dopasowano do niej. - Najwięcej kłopotu przysporzyło ujednolicenie pod względem kolorystycznym różnych materiałów i elementów wyposażenia, pochodzących od różnych producentów - wspominają projektanci.
Długo nie mogła się na nic zdecydować. Pierwotny projekt ulegał kolejnym modyfikacjom, a kiedy wreszcie został zatwierdzony, pozostał wybór płytek. Jola wiedziała jedynie, że chce mieć mozaikę ze wzorem tworzącym obraz na ścianie. Zdjęcia przeglądane w prasie wnętrzarskiej nie dawały podpowiedzi, czas mijał...
W końcu, gdy termin przeprowadzki był już zagrożony, w ręce wpadł jej włoski katalog, a w nim piękne mozaiki! Wybrała srebrzysto-szary wzór weneckiej maski. Niestety na całym Śląsku nie można było takich płytek obejrzeć na żywo. Zaryzykowała więc, zamówiła je "w ciemno" i wraz z rodziną wyjechała na wakacje. Po kilku dniach zadzwonił glazurnik.
- Pani Jolu, właśnie przyjechały płytki. Są bardzo piękne, ale... na pewno nie szare i srebrne... - Jak to? Niemożliwe! Proszę sprawdzić numery na zamówieniu - gorączkowała się Jola. Okazało się, że wszystko się zgadza... oprócz koloru, który w katalogu na zdjęciu po prostu wyglądał zupełnie inaczej! - Byłam załamana, ale cóż, poleciliśmy jednak położyć te złote płytki... Oczywiście całe wakacje miałam zepsute...
Po powrocie z duszą na ramieniu wchodziłam na górę. Zamiast wymarzonej łazienki spodziewałam się zastać najbrzydsze pomieszczenie w domu, gryzące się z całą resztą - wspomina Jola. - Kiedy zobaczyłam efekt, oniemiałam! Okazało się, że wszystko idealnie do siebie pasuje. Nikt by nie powiedział, że założenie było kompletnie inne!