Stary Mokotów to jedna z najbardziej malowniczych części Warszawy. Przedwojenna zabudowa - z wielkimi, cennymi zespołami modernistycznymi - zanurzona jest w bujnej zieleni. A wszystko to dwa kroki od centrum miasta! Nic więc dziwnego, że właśnie tu siedzibę swojej pracowni architektury wnętrz Loft Factory zdecydowała się ulokować Agata Kasprzyk-Olszewska.  

Nim jednak pod nowym adresem mógł zagościć zespół projektantów, niezbędny był generalny remont. - Zmieniło się tu niemal wszystko. Powstał zupełnie nowy układ funkcjonalny, dostosowany do potrzeb już nie mieszkania, a biura. Ale skoro jesteśmy na Mokotowie, staraliśmy się zachować styl kamieniczny - podkreśla architektka.

- Z tego powodu m.in. starannie odrestaurowaliśmy stare skrzynkowe okna. Do metryki budynku nawiązaliśmy żeberkowymi kaloryferami, oczywiście nowoczesnymi, o dzisiejszych parametrach grzewczych. Nawet włączniki światła i gniazdka dobieraliśmy do estetyki budynku - dodaje. Wybór padł na ponadczasową serię osprzętu marki Gira, prostą, ale delikatnie zaobloną - wyraźnie modernistyczną w charakterze.

Metraż pracowni nie jest duży, dlatego jednym z celów nowego projektu było maksymalne otwarcie przestrzeni. Zamkniętym pomieszczeniem z natury rzeczy jest wyłącznie łazienka. Kuchnia, choć wyodrębniona, łączy się z pokojem pracy, a ten oddzieliło od pokoju spotkań tylko lekkie, przesuwne przeszklenie. Na tej niewielkiej przestrzeni jednocześnie można dostrzec wiele interesujących rozwiązań kompozycyjnych, a przede wszystkim odważnych, niebanalnych zestawień materiałów, form, stylów. - Nowoczesny eklektyzm to nasza ulubiona konwencja - słyszymy. - A także przykład dla klientów, że śmiałe, nieoczywiste wybory mogą dać doskonały efekt.

W kameralnych wnętrzach nie brakuje też pięknych przedmiotów. Uwagę szczególnie zwracają obrazy. - Cenią sobie projektowanie ze sztuką. Lubię komponować wnętrza indywidualne, osobiste, niesztampowe, artystyczne. Skrojone na miarę wszystkich potrzeb klienta - zarówno funkcjonalnych, jak i duchowych - zaznacza Agata Kasprzyk-Olszewska. Kompozycje malarskie na ścianach pracowni pojawiły się we współpracy z partnerem: firmą ARTWORK.HOUSE, zajmującą się promowaniem młodej sztuki. Dzięki niej już w holu pracowni wita wchodzących delikatna, bardzo kobieca praca Marty Czarneckiej. A dalej jest nie mniej interesująco!

Pod żyrandolem czy pod chmurką? Pokój pracy i pokój spotkań

Sercem pracowni Loft Factory jest strefa z biurkami zestawionymi tak, by tworzyły duży wspólny stół. Efekt podkreśliły toczone nogi na narożach okazałego mebla. Stanęły przy nim zarazem bardzo wygodne i szalenie miłe dla oka wyplatane krzesła historycznej marki TON, wzorowane na modelach sprzed dekad.

Na podłodze leży parkiet, również zdradzający pewne związki z epoką powstania kamienicy - choć to już jodełka nie klasyczna, a modna francuska. Do elementów spajających przeszłość z teraźniejszością należy ponadto zawieszona u sufitu lampa Leaf marki MM Lampadari. Klasyczna konstrukcja żyrandola łączy się w niej z nietypowymi osłonami żarówek. Ta designerska reinterpretacja tradycyjnego wzorca stała się ważną inspiracją. - Kupiliśmy ją jeszcze zanim przystąpiliśmy do projektowania studia. Do niej, wokół niej, z nią w pamięci komponowaliśmy te wnętrza - wspomina Agata Kasprzyk-Olszewska.

Intrygującą ozdobą tej strefy są też dwa obrazy z motywem rąk - prace Aleksandry Nowickiej. Wspomniane już industrialne przeszklenie dzieli tę przestrzeń od sali spotkań. Szkło przepuszcza światło dzienne, nie zamyka widoku i wizualnie integruje obie strefy, jednak tworzy pożądaną barierę dla dźwięku. Tym, co najbardziej zwraca tu uwagę, jest wykonana na zamówienie z wielkim talentem lampa chmura. Włączona po zmroku, wydaje się zapowiadać letnią burzę… pomysłów. Centralnym elementem aranżacji pozostaje jednak loftowy stół, wykonany ze starych desek z rozebranej stodoły.

Au Petit Café. Kuchnia

Oto kawałek Paryża pod warszawskim niebem, a jednocześnie przestrzeń wyjątkowych kontrastów stylistycznych. Mamy tu kolejny dowód na to, że w świecie nowoczesnego eklektyzmu pracownia Loft Factory czuje się jak ryba w wodzie. Spójrzmy - pod modernistycznym wąskim przeszkleniem pojawiły się wytworne sztukaterie.

Niżej stanęła elegancka zabudowa z kasetonowymi frontami i polerowanym marmurowym blatem, ale zaraz obok kolejny stół z rozbiórkowego drewna. Dostojna klasyka spotyka się tu więc z surowością loftu, ale także z nowoczesnym designem. Ten reprezentowany jest m.in. przez minimalistyczne lampy i dodatki. Kropkę nad i stanowi niezwykle interesująca okrągła kompozycja plastyczna Julii Piekiełko. - W ten sposób możemy klientom pokazać czarno na białym, że przeciwieństwa przyciągają się także w świecie wnętrz - mówi Agata Kasprzyk-Olszewska.

Wartym uwagi składnikiem wnętrza jest posadzka. O ile górna część pomieszczenia, choć tak różnorodna stylistycznie, ma w sobie uchwytny urok nowości, o tyle podłoga wyróżnia się wyraźną patyną. Postarzana płytka wygląda, jakby miała sto lat i równie długo leżała w tym samym miejscu. Ale można też pomyśleć coś zgoła innego. - Prace wykonywały dwie ekipy remontowe. Gdy panowie z jednej zobaczyli podłogę w kuchni, byli pewni, że fachowcy z drugiej wybrudzili płytki klejem. Złościli się strasznie: jak można było zniszczyć taki piękny materiał! Czyścili, szorowali, nic nie pomagało. Niemal pokłócili się z tamtymi. Dopiero mi udało się wyjaśnić im, że nic się tu złego nie stało. I że ten efekt jest celowy - śmieje się architektka.

Nurt kontrastów. Łazienka

Niewielki obraz na blasze - wyjątkowa już pod względem techniki praca Jerzego Zajączkowskiego - kieruje nas w stronę łazienki. Tu przeciwstawienia stylistyczne są może jeszcze mocniejsze. Spójrzmy: udekorowany sztukateriami sufit jak z XIX-wiecznej kamienicy spotyka się ze ścianami pokrytymi betonem, materiałem modernistycznym. A te z kolei są tłem dla szykownej armatury Fantini w szczotkowanym złocie. Na podłodze znalazły się lastrykowe płytki retro z motywem szachownicy. W żłobieniach szafki pod umywalką można dopatrzeć się inspiracji stylistyką lat 30., z kolei lustro - choć wykonane współcześnie przez firmę Glass Decorator według indywidualnego projektu Loft Factory - nawiązuje do roztańczonych lat 50.

Wspomniany beton, choć w różnych postaciach dość często występuje dziś we wnętrzach, tu musiał mieć szczególne walory. Z jednej strony miał doskonale zabezpieczyć mur przed wodą (w rogu pomieszczenia znalazł się bezbrodzikowy prysznic walk-in z odpływem w odpowiednio wyprofilowanej posadzce). Z drugiej - zgodnie z intencją projektantów - uzyskać jak najgładszą, a nie strukturalną powierzchnię. Współpracująca z Loft Factory nie od dziś firma Dekokolor pokonała te wyzwania z wielkim sukcesem. Wymagało to jednak wyjątkowo dużej liczby nałożonych warstw, a więc i kolejnych wizyt fachowców. W łazience, z uwagi na wyższą wilgotność powietrza, nie ma dobrych warunków do eksponowania sztuki.

Wisienką na torcie stała się więc kolejna bardzo oryginalna, wykonana na zamówienie lampa, tym razem zrobiona z piór. Solidny beton i lekki puch? Wiek XIX pod rękę z XXI? Szyk i surowość? Siedziba pracowni Loft Factory to najlepszy dowód na to, że eklektyczne inspiracje w rękach utalentowanych osób dają wyjątkowo interesujące efekty.