Była pełnia lata, gdy pojechali obejrzeć ten dom, stojący w niedużej, ukrytej wśród lasów wsi, oddalonej od ich rodzinnego Krakowa zaledwie o 50 kilometrów. Stare gospodarstwo nabył ich znajomy, który jednak musiał zrezygnować z marzeń o wiejskim domu. Teraz szukał godnych następców, którzy odnajdą w sobie podobne tęsknoty... - Nie musiał nas długo przekonywać - śmieje się Małgorzata.
- Natychmiast zachwyciła nas wiejska atmosfera. Niesamowita cisza, spokój. Przepiękna zieleń dookoła. I ten dom jak z obrazka. Wszystko nam się podobało! Widok rzeczywiście był sielski - spora, bardzo zielona działka z centralnie posadzonym wielkim stuletnim dębem, którego cień zapraszał do odpoczynku. Dalej - dostojna chata z pociemniałego drewna oraz dwa dodatkowe budynki: stajnia i stodoła. Wokół posesji niski płotek z drewnianych sztachet, taki jaki rysowało się jeszcze w przedszkolu. A dookoła las i niezwykła, niespotykana w mieście, kojąca cisza.
Nic więc dziwnego, że wkrótce właścicielką domu została pani Maria, czyli namówiona przez młodych mama Małgorzaty. Jest naukowcem, biologiem, więc miejsce takie jak to było jakby specjalnie wymyślone dla niej. Teraz uwielbia spędzać tu czas - wreszcie ma gdzie w spokoju obserwować ptaki, wreszcie może uprawiać ogród; pracować i odpoczywać. Jednak równie chętnie ciągnie tu reszta rodziny: Małgorzata z Łukaszem, jej brat z żoną, rodzice Łukasza, wszystkie babcie... - Udało nam się stworzyć rodzinne miejsce, w którym wszyscy mogą się spotkać i które wszyscy bardzo polubili - mówi Małgorzata. - Dochodzi do tego, że gdy gości ma być więcej, musimy rezerwować terminy!
Zanim jednak wiejska chata zaczęła pełnić swoją integracyjno-rodzinną rolę, trzeba było włożyć niemało pracy w jej gruntowny remont. Na szczęście najważniejsi fachowcy byli pod ręką: tak się bowiem składa, że Małgorzata jest projektantką, jej teść - architektem, a Łukasz - choć ma inny zawód - także interesuje się architekturą i świetnie się zna na pracach budowlanych. A tych był ogrom! Wyrównanie i ocieplenie ścian, doprowadzenie instalacji, wymiana dachu - te i inne gruntowne roboty zajęły aż pięć miesięcy. - Przez cały ten czas wspierał mnie kolega ze studiów i zarazem przyjaciel rodziny, Bartek Homiński. Jego pomoc przy projekcie i nadzorowaniu prac remontowych była nie oceniona - mówi Małgorzata.
Nowym gospodarzom bardzo zależało na tym, aby wiernie zachować dawny klimat domu. Liczył się każdy detal, więc do prac wykończeniowych zaproszeni zostali miejscowi rzemieślnicy. Lokalny stolarz zrobił nowe skrzynkowe okna - identyczne jak dawne, a także poddał renowacji wszystkie autentyczne drzwi. Zostały oczyszczone i zreperowane, zachowano także stare metalowe okucia, zamki i szyldy klamek. Wykonał także meble: ławy, stoły, szafki w sypialniach i komody pod schodami.
Zachowano w całości piękne belki stropowe, w tym belkę centralną, na której pyszni się rok budowy chaty: 1908. Nowy dach pokryto zakładkową dachówką ceramiczną, tzw. marsylką matową - identyczną jak oryginalna. Miejscowy zdun postawił z cegieł kopię tzw. trzonu kuchennego z płytą, piekarnikiem i piecem chlebowym, który dodatkowo dogrzewa dom w chłodniejsze dni.
Dom ocieplono od wewnątrz, od zewnątrz zachowując autentyczne odeskowanie. Zachowano także tzw. szopę, ciągnącą się wzdłuż północnej elewacji domu. Jest to wąskie i długie pomieszczenie, obudowane jedynie luźno ułożonymi deskami, które służy jako składzik, a przy okazji jest też buforem, chroniącym dom przed wiatrem czy deszczem.
Dzięki wymianie dachu udało się zaadaptować poddasze, które wcześniej nie było używane - dom zyskał na górze trzy sypialnie, w których może wygodnie spać sześć osób. Dół to część wspólna - dwie sienie i jedna ogromna izba, połączona z kuchnią i jadalnią. Niegdyś taką izbę dzienną, służącą wspólnym spotkaniom, nazywano świetlicą - to właśnie w świetlicy (niewykluczone, że bardzo podobnej!) tańcują goście w Weselu Wyspiańskiego. Zachowano wszelkie dawne detale i ogólny układ oraz charakter wnętrz, ale znacząco podniesiono komfort domu. Przede wszystkim doprowadzono media - dom, jak przystało na XXI wiek, ma łazienkę z dostępem do wody i kuchnię z prawdziwego zdarzenia. Dawne klepisko zastąpiły podłogi - klinkier i olejowane deski modrzewiowe.
Małgorzata zadbała o wystrój wnętrz - zależało jej na tym, żeby był prosty, wygodny. Odrobinę tradycyjny - małopolski i troszkę skandynawski. Meble - tylko najpotrzebniejsze. Do tego folkowe detale i kilka sprzętów rodem z IKEA (m.in. zabudowa kuchenna), które dobrze się tu komponują. Najwięcej drobiazgów Małgorzata wynalazła jednak na krakowskich targowiskach i w małych sklepikach ze starociami. - Haczyki, lustra, lampy, konewki w kształcie kaczek, doniczki, tkaniny... - wylicza. - Wszystkie tego rodzaju drobiazgi były przez mnie wychodzone, wyszukane, starannie pozbierane i pojawiały się w tym domu stopniowo. Mają podkreślać jego klimat, więc muszą się w niego dobrze wpisywać.
Nowi gospodarze pieczołowicie zagospodarowali nie tylko dom, ale również działkę. Wzdłuż ogrodzenia zasadzili dwurzędowy żywopłot z grabu, który za parę lat stworzy dodatkowy, zielony parkan. Mają własny warzywniak ze zdrowymi, ekologicznymi jarzynami, posadzili także magnolie, kwitnące wiosną i słoneczniki, które cieszą oko jesienią. Ponad stuletni dom zyskał nowe życie. Tętni nim nawet zimą. Cała rodzina chętnie zjeżdża tu w święta, bo przecież spacery po okolicy nie mają sobie równych, a po nich nie ma większej przyjemności niż wspólnie ogrzać się przy najprawdziwszym piecu.