Po powrocie z Anglii...zaplanowali dom w angielskim stylu!
Budowę domu Gabriela i Sebastian Greniowie zaplanowali już wiele lat temu. Wyjeżdżając do Anglii za pracą, mieli po niespełna dwadzieścia lat, ale już wówczas byli pewni, że wrócą i osiedlą się w rodzinnych stronach. Na własnym. Realizacja tych planów zajęła sporo czasu.
Przez piętnaście lat pracowali na Wyspach przy renowacji starych budynków i urządzaniu w nich luksusowych apartamentów.
- Mąż prowadził prace budowlane, ja zajmowałam się aranżacją wnętrz - wspomina Gabriela. - W ten sposób zdobyliśmy zawodowe szlify. Stanęliśmy na nogi, założyliśmy firmę The Old House i wróciliśmy do Polski na stałe. Już z pełną rodziną. Nasi synowie, Konrad, Tristan i Samuel, urodzili się jeszcze w Anglii.
Kupili działkę jeszcze będąc w Anglii!
Gdy nadszedł czas powrotu, wymarzony własny dom w Bronowie, niewielkiej wsi nieopodal Bielska Białej, już na nich czekał.
- Jeszcze mieszkając za granicą, kupiliśmy tutaj działkę, zamówiliśmy projekt: piętrowy dom, 350 m², i rozpoczęliśmy budowę. My wciąż byliśmy tam, a tu trwały prace. Wróciliśmy niby na gotowe, ale gdy już na dobre zamieszkaliśmy, okazało się, że dom budowany "na odległość" wymaga przeróbek.
Przede wszystkim stwierdziłam, że kuchnia jest za mała. Chciałam, żeby stanął w niej jadalniany stół, ale na to brakowało miejsca... Na szczęście obok była sypialnia, można było z niej zrezygnować i przyłączyć to pomieszczenie do kuchni. Niby proste, tylko jak rozwalić ścianę, która akurat okazała się nośna?!
Rada w radę, zrobiliśmy w niej ogromny łukowaty otwór i w ten sposób mamy jadalnię połączoną z kuchnią. Druga istotna przeróbka sprawiła mniej kłopotu: garaż połączony z domem zamieniliśmy na biuro, wystarczyło tylko wstawić drzwi balkonowe zamiast garażowych. A budowa nowego, wolno stojącego garażu nie była już związana z rozgardiaszem wewnątrz budynku.
Prace budowlane to działka Sebastiana, urządzenie wnętrz zaś to pole do popisu dla Gabrieli. - Mieszkając przez lata na angielskiej wsi oboje pokochaliśmy tamten styl. Było oczywiste, że daleko od niego nie odbiegniemy - mówi projektantka.
- Nasz dom miał być przytulny, nie przeładowany bibelotami, ale ciepły, z duszą, taki, w którym wszyscy fajnie się czują. Wiejski dom w angielskim stylu, takie było pierwsze założenie. Dziś, po kilku latach, do sielskiego stylu angielskiego dołączył skandynawski. Miejsce stojących tu na początku kwiecistych sof i foteli zajęły meble obite lnem, pojawiło się i pojawia coraz więcej bieli, jasnego drewna... Bo ja uwielbiam zmiany i jakieś licho stale mnie kusi, by coś przerobić, na przykład wstawić nowe krzesła, inaczej ubrać okna, dorzucić inne dekoracje. I tak bez końca - śmieje się Gabriela.
Nietrudno zmieniać, gdy nowe sprzęty i dodatki stale są w zasięgu ręki. A firma Gabrieli i Sebastiana zajmuje się także produkcją mebli. I nie tylko. - Większość sprzętów, które mamy w domu, jest naszego projektu i własnej roboty - mówi projektantka. - Mało tego, szyjemy także zasłony, obrusy, robimy szmaciane zabawki, dekoracje... Ja to wszystko wymyślam, szyją moje krawcowe. A ozdobne koronki robi moja mama. Te przy ręcznikach w łazience są jej własnoręcznym dziełem.
Jednak wiele rzeczy wypełniających malownicze sielskie wnętrza domu państwa Greniów ma oryginalny angielski rodowód. Gabriela sukcesywnie przywoziła do Polski a to stylową wannę i łazienkową armaturę, a to miedziane garnki, które zawisły nad kuchenną wyspą, a to stół z krzesłami, które, przemalowane na biało, stanęły w jadalni obok kuchni...
- Biegałam po angielskich pchlich targach i tam kupiłam sporo elementów wystroju, jak choćby ozdobne kafelki, wypełniające ścianę nad umywalką - opowiada projektantka. - A samą umywalkę, ozdobioną ręcznie malowanymi kwiatami, wypatrzyłam gdzieś pod Bristolem, w sklepie ze starociami.
Obok pięknych starych przedmiotów, z duszą i historią, Gabriela i Sebastian nie potrafią przejść obojętnie. - Kiedyś pracowaliśmy przy remoncie angielskiego kościoła - wspominają.
- Dla Polaków brzmi to szokująco, ale przerabiano go na... apartamentowiec. Wiele rzeczy z kościelnego wyposażenia znalazło się na śmietniku. Trafił tam nawet kunsztowny drewniany ołtarz! Inwestor pozwolił nam go zabrać. Teraz ołtarz z dobudowaną nadstawką pełni u nas rolę kredensu. Witrażowe okno, wmontowane w ścianę obok niego, uratowaliśmy z tego samego kościoła.
- Urządzanie domu to dla mnie niekończąca się opowieść - śmieje się Gabriela. - I wciąż mam na nią nowe pomysły. Często, gdy ktoś do nas przychodzi, łapie się za głowę: znowu coś zmieniłaś! A ja wciąż jeszcze nie wiem, jakie sama sobie sprawię niespodzianki.