Kameralny apartament w przedwojennej willi
Kiedy projektant ma urządzić swój dom, można przypuszczać, że łatwo nie będzie. Na szczęście Ewelina miała już za sobą doświadczenie aranżacji własnej kawalerki, którą dopracowała w najmniejszych szczegółach. Kupując trzypokojowe mieszkanie w przedwojennej willi, znajdującej się nieopodal Parku Dreszera na warszawskim Mokotowie, wiedziała, że tym razem nie będzie analizowała każdego detalu.
Chciała po prostu stworzyć dobrą, klasyczną bazę, która będzie neutralnym tłem dla posiadanych mebli i pozwoli w przyszłości na łatwe zmiany aranżacji. Wypatrzone mieszkanie doskonale się do tego nadawało. Ewelina widziała jego ogromny potencjał i zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia.
I choć wszyscy odradzali jej kupno lokum w budynku, w którym nie ma windy, a klatka domaga się poważnego remontu, Ewelina postanowiła jednak zaryzykować. Choć właściwie trudno tu mówić o ryzyku, skoro projektantka uwielbia przedwojenną architekturę, a lokalizacja pośród bujnej zieleni, na którą wychodzi duży taras, zapiera dech w piersiach.
Stumetrowe mieszkanie w miejskiej dżungli
Perspektywa szybkiej zamiany małej kawalerki w nowym budownictwie na sto metrów kwadratowych w doskonale zlokalizowanej miejskiej dżungli, gdzie co rano słychać śpiew ptaków, wydawała się bardzo kusząca i - co najważniejsze - łatwa do zrealizowania. Było to o tyle istotne, że Ewelina większego mieszkania potrzebowała dość pilnie. Nie tylko dla siebie, ale dla całej rodziny, która właśnie się powiększała. Szczęśliwie rozkład mieszkania nie wymagał większych ingerencji, a wszystkie niezbędne prace remontowe przebiegły w ekspresowym tempie dwóch miesięcy.
Mąż Eweliny jest architektem, ale tu w pełni jej zaufał, pozostawiając jej całkowicie wolną rękę. Projektantka zaś szybko dostosowała lokum do nowych potrzeb rodziny, pozostawiając spore pole manewru dla ewentualnych rearanżacji, które w łatwy i szybki sposób mogłyby odmienić całe wnętrze. Jedyna większa zmiana polegała na przeniesieniu kuchni do holu i urządzeniu w jej miejsce łazienki.
Ewelina nie ma pasji kulinarnej, więc na kuchnię nie potrzebowała dużo miejsca. Chciała też, by ta nie rzucała się w oczy, wybrała więc białą zabudowę i niewielką czarną wyspę kuchenną. Biel jest tu zresztą podstawową barwą, tworzącą neutralną oprawę całości aranżacji.
- Ten biały szkielet pozwala mi na ciągłe modyfikacje. Wystarczy dodać jeden mebel, zmienić zasłony, a zmienia się całe wnętrze - zachwala zalety takiego rozwiązania projektantka.
Kultowe meble w klimatycznym mieszkaniu
Poprzedni właściciele ukryli naturalny urok tego miejsca pod przytłaczającymi kolorami i tkaninami, które sprawiały, że wydawało się mniejsze i mniej słoneczne. Ewelina je rozjaśniła i wpuściła światło. Z urządzaniem nie było problemów, bo większość mebli przyjechała z poprzedniego mieszkania.
- Nie mamy tu wielu sprzętów, a nasze podejście do nich jest bardzo emocjonalne. Wierzymy, że w mieszkaniu zawarta jest historia właścicieli - mówi Ewelina. Trochę mebli przyjechało z nią z Danii, w której przez pewien czas mieszkała, kilka zostało wziętych ze strychu jej teściów, inne zostały wypatrzone w serwisach ogłoszeniowych.
Oczywiście nie zabrakło klasyki designu. Są krzesła Eamesów, oryginalny Thonet, lampy projektu Achille Castiglioniego i Ingo Maurera. Całości dopełnia sztuka. Obrazy młodych artystów, Irminy Staś czy Magdaleny Karpińskiej, spotykają się tu z nieco starszymi pracami Janusza Orbitowskiego i Jerzego Nowosielskiego.
Ewelina do projektu własnego mieszkania podeszła na luzie, z charakterystycznym dla siebie szacunkiem dla tradycji i upodobaniem do przedmiotów z historią. Dzięki temu powstało wnętrze ponadczasowe, które może ewoluować wraz z mieszkańcami i odpowiadać na ich aktualne potrzeby, zarówno te bardziej praktyczne, jak i czysto estetyczne.