Z miasta na wieś, czyli poszukiwania idealnej miejscówki
Marzenia są po to, aby je spełniać! Corinna Kassner przez wiele lat pracowała jako redaktorka prasy lifestyle’owej. W związku z tym dużo podróżowała po świecie, ale lubiła też odpoczywać w Brandenburgii. Ten niemiecki land położony 100 kilometrów od Berlina oferuje bardzo dużo możliwości obcowania z przyrodą. Znajduje się tam park narodowy, trzy rezerwaty biosfery i jedenaście obszarów chronionego krajobrazu. Słowem niezmieniona działaniem człowieka natura jest dosłownie na wyciągnięcie ręki.
Dwóch braci Corinne ma w Brandenburgii domy wakacyjne. Jeden posiada rozległy wiejski dom w Sechzehneichen (tłum. szesnaście dębów), a drugi stary dwór w Wulkow, gdzie Corinne spędziła wiele wspaniałych chwil, brała udział w hucznych przyjęciach i spędzała rewelacyjne wakacje z przyjaciółmi.
Dlatego, gdy Corinne dowiedziała się, że w Sechzechneichen wystawiono budynek na sprzedaż, zainteresowała się ofertą. Okazało się, że dotyczy ona starego budynku szkoły. Dziennikarka wygrała przetarg i tak stała się właścicielką stuletniej siedziby wiejskiej placówki edukacyjnej. Postanowiła, że stworzy miejsce nie tylko dla siebie, ale będzie również wynajmować je na wakacyjne pobyty. Zwłaszcza, że dom otoczony jest 1200 metrowym ogrodem pełnym ziół i kwiatów.
Wyzwanie - remont stuletniego budynku!
Pierwszym krokiem musiał być jednak remont. Na szczęście elementy konstrukcyjne domu - okna, drzwi i dach były w dobrym stanie. Natomiast wnętrze było w bardzo złym stanie. Trzeba było dostosować układ funkcjonalny, dlatego Corinne zdecydowała się na wyburzenie ściany działowej. Dzięki temu powstała duża, jasna kuchnia połączona z jadalnią.
Kolejnym wyzwaniem był remont podłóg. Okazało się, że pod grubymi warstwami starej farby i wykładziny leżą wspaniałe deski. I choć proces ich oczyszczania był trudny i żmudny, efekt zachwyca! Pobielone naturalne deski stanowią bazę kompozycji tego wnętrza.
Od początku Corinne postanowiła, że remont będzie budżetowy. „Wyciągnąć maksymalnie dużo z minimalnych pieniędzy” stało się jej mottem. Do pracy zatrudniła lokalnych rzemieślników, co ciekawe rodzice większości z nich uczyli się właśnie w tej szkole. Korzystała też z pomocy rodziny i przyjaciół, a część prac, na przykład oczyszczenie podłogi, wykonała samodzielnie.
Postanowiła też, że postara się naprawić wszystko, co tylko się da. Płytki w łazience pomalowała specjalną farbą, a ubytki w terakocie uzupełniła masą betonową. Zamiast pruć ściany, miedziane rurki poprowadzono na wierzchu. Pomieszczenia znajdujące się na piętrze oczyszczono ze starej farby, ale nie pomalowano. Dzięki temu uzyskano ciekawy, industrialny efekt.
Wyposażenie domu również jest eklektyczne. To zbiór mebli, wyposażenia i bibelotów, na które składają się rodzinne pamiątki, rzeczy kupione na pchlich targach, ikony designu oraz szkolne sprzęty znalezione na strychu. Zresztą początkowo Corinne chciała urządzić wnętrze w sposób nawiązujący do dawnego charakteru budynku - ze starymi meblami, tablicami czy piłkami lekarskimi. Jednak po podróży dookoła świata, jaką odbyła, zdecydowała się, że dom powinien być pełen wakacyjnego luzu.
Zainspirowały ją plażowe domki Kalifornii i wybrzeża Australii, w których swoboda i luz są podstawą urządzania wnętrz. Ciekawa zbieranina mebli - jedne zostały wykonane przez dziadka, drugie - salonowy komplet vintage - dostała od rodziców, inne zakupiła podczas podróży. Wszystkie zostały z sobą zestawione wyjątkowo czujnie, a zaskakująca zbieranina wyjątkowo dobrze się ze sob komponuje. Poza tym ten eklektyczny zestaw jest mało formalny, dzięki czemu udało się wykreować atmosferę wakacyjnego luzu.
Nic dziwnego, że odwiedzający dom Corinne uwielbiają tu wracać. Zimą palą w piecach i kominkach, latem oglądają filmy na wywieszonym w ogrodzie prześcieradle. Cieszą ich drobne przyjemności i zapomniane rytuały. Idea slow-life, którą pokochała gospodyni, stała się także sposobem na życie jej gości.